Świat

Diesle jadą do Afryki

98 proc. z ok. 4 mln sprowadzanych do Afryki co roku samochodów to auta używane. 98 proc. z ok. 4 mln sprowadzanych do Afryki co roku samochodów to auta używane. PantherMedia

Do portu Kotonu w Beninie przypływa codziennie 25 tys. samochodów, w większości to wysłużone diesle z Europy i USA. Poza RPA, Algierią, Marokiem i Egiptem żaden afrykański kraj nie produkuje samochodów, więc zdane są na import. 98 proc. z ok. 4 mln sprowadzanych tu co roku samochodów jest używanych, 27 krajów nie wprowadziło dotąd żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o wiek i stan sprowadzanych aut. Benin jest czymś w rodzaju lokalnej górki rozrządowej; stąd samochody ruszają w podróż głównie do Nigerii (wzdłuż granicy wypączkował cały miniprzemysł blacharsko-ślusarski, przemytem zajmują się wyspecjalizowani Libańczycy i kartel Joruba), do Czadu, Nigru i Burkina Faso. Często – aby obejść i tak na ogół mało restrykcyjne przepisy – z fałszowanymi dokumentami i tablicami. Kiedy Kenia wprowadziła zakaz importu samochodów starszych niż 8 lat, ruszyła kontrabanda z Ugandy. W Kenii liczba samochodów rośnie co roku o 12 proc. W Ugandzie średni wiek diesli to ponad 16 lat. Takie pojazdy odpowiadają starym normom emisji spalin Euro 2, podczas gdy Europa od 2015 r. ma już limity Euro 6.

Raport Programu Środowiskowego ONZ alarmuje, że wszystkie te wraki zapychają później pękające w szwach afrykańskie metropolie i w ponad 70 proc. odpowiadają za zanieczyszczenie środowiska. Konstatuje też, że nie ma żadnego regionalnego czy międzynarodowego porozumienia w sprawie ograniczenia handlu wysłużonymi samochodami. A przemysł motoryzacyjny nie poczuwa się tu do żadnej odpowiedzialności. Wystarczy, że kolejny problem udało się sprzedać do Afryki.

Polityka 19.2019 (3209) z dnia 07.05.2019; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama