Świat

Iracki biskup uwolniony z rąk Al-Kaidy: Wszyscy zawiedliśmy

Iracki biskup porwany przez Al-Kaidę: Wszyscy zawiedliśmy

Bp Saad Sirop Hanna Bp Saad Sirop Hanna Sławomir Dynek/Cogito Media / mat. pr.
Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób byli zaangażowani w Iraku, popełnili błędy – mówi bp Saad Sirop Hanna.

AGNIESZKA ZAGNER: – Przez lata chrześcijanie, muzułmanie, w tym sunnici, szyici i jazydzi, mieszkali obok siebie w zgodzie. Co takiego się stało, że pewnego dnia sąsiad porwał sąsiada – katolicki ksiądz po odprawionej mszy zniknął nagle z ulicy i przez 28 dni był przetrzymywany przez porywaczy, torturowany i zmuszany do przejścia na islam?
BP SAAD SIROP HANNA: – Irak bardzo się zmienił od upadku reżimu Saddama Husajna. Zmienili się też ludzie, muzułmanie. Nie chodzi o przekonania religijne, ale o otoczenie polityczne, które wpłynęło na samych Irakijczyków – mam na myśli konflikt Iranu z Arabią Saudyjską, co przełożyło się na stosunki między szyitami a sunnitami. A także zmianę równowagi sił po upadku Związku Radzieckiego. Kiedy upadł Saddam, pojawiła się pustka, którą zaczęli wypełniać nowi ludzie. Ich głównym celem było zwalczenie zwolenników Husajna za pomocą mordów, porwań. Zemsta polityczna, ekonomiczna, społeczna, religijna legła u podstaw nowego reżimu, opartego na przemocy i władzy pieniądza.

A co ze zwykłymi ludźmi? Jak to możliwe, że w krótkim czasie w ich głowach dokonała się przemiana, sąsiad stał się wrogiem? To nie politycy porwali księdza, ale ci „zwyczajni ludzie”.
Ale to właśnie „zwyczajni ludzie” zostali wykorzystani przez polityków jako narzędzie w ich rękach. Polityczny chaos, wywołany upadkiem Saddama, miał bezpośrednie przełożenie na ich życie – w jednej chwili sunnici nie mogli już żyć w zgodzie z szyitami, stosunki z Kurdami jeszcze bardziej się skomplikowały. Skutkiem przemian politycznych stał się fanatyzm religijny w islamie, który narodził się właśnie w Iraku – i służyć miał ochronie tych, którzy pojawili się po Husajnie.

Bp Saad Sirop HannaSławomir Dynek/Cogito Media/mat. pr.Bp Saad Sirop Hanna

Najnowszą formą tego fanatyzmu było powstanie Państwa Islamskiego, jakie wyłoniło się z Al-Kaidy. Kto jest temu winien?
Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób byli zaangażowani w Iraku, popełnili mniejsze czy większe błędy. Kardynalnym było dopuszczenie do zagnieżdżenia się tu Al-Kaidy, chociaż Irak pod rządami Saddama nie był przychylny takim organizacjom – nie tylko on był świeckim politykiem, ale także partia Baas była partią świecką, nastawioną na cele społeczne. Jeśli miałbym szukać winnych, to właściwie wszyscy są winni – także my jako społeczeństwo ponieśliśmy porażkę. W latach 60., 70. Irak był jednym z najlepiej rozwiniętych państw w świecie arabskim pod względem edukacji, opieki medycznej, praw człowieka, prawa, ale od wojny z Iranem wszystko zaczęło się psuć. Nie chcę więc wskazywać winnych z imienia i nazwiska, wszyscy po trochu zawiedliśmy, system edukacyjny, społeczność międzynarodowa, która nie wiedziała, jak poradzić sobie z tym krajem.

Obalenie Saddama było błędem?
Błędem był raczej sposób, w jaki to zrobiono – dyktatora miała zastąpić nowa ideologia, demokracja, którą chciano zaaplikować w kraju, który nie był na to gotowy. Co więcej uważam, że demokracja nie pasuje do islamu, nie jest możliwa do zastosowania tam, gdzie jest on obecny w takim stopniu. Nie da się pogodzić prawd absolutnych pochodzących od Boga z demokracją, której podstawowymi wartościami są wybory, prawa mniejszości, prawa człowieka.

A gdyby zamiast Koranu położyć Biblię? Czy z grubsza nie sprowadza się to do tego samego? Świat już to ćwiczył.
Chrześcijaństwo popełniło wiele błędów, mam na myśli zwłaszcza czasy średniowiecza. Te błędy nie wynikały jednak z religii, lecz z jej interpretacji. Na szczęście dziś wiemy, że nie możemy popełnić tej samej pomyłki i pozwolić wykorzystać religii do wprowadzenia totalitaryzmu. Chrześcijaństwo to zrozumiało, o czym świadczy wiele dokumentów kościelnych uznających demokrację za pozytywny system, podobnie jak pluralizm społeczny i tolerancję wobec odmienności. Islam stoi dziś przed wyzwaniem, które Kościół katolicki ma za sobą, czyli przed zmianą interpretacji Koranu. Jeśli tego nie zrobi, nie widzę możliwości pogodzenia islamu i demokracji.

Książka „Porwany w Iraku” ukazała się nakładem wydawnictwa Święty Paweł.Sławomir Dynek/Cogito Media/mat. pr.Książka „Porwany w Iraku” ukazała się nakładem wydawnictwa Święty Paweł.

W czasach Saddama w Iraku mieszkało ponad 1,5 mln chrześcijan, teraz jest ich nie więcej niż 200, 300 tys. – ludzie uciekli, zostali wypędzeni, zmuszeni do przejścia na islam. Tamtego Iraku już nie ma. Jak to było być chrześcijaninem w tamtych czasach?
Chrześcijanie byli dobrze wykształconą, stosunkowo zamożną grupą, a wśród nich było wielu specjalistów: nauczycieli, inżynierów, lekarzy. Z jednej strony byli dobrze zintegrowani, a z drugiej strony zachowali tożsamość, odrębność oraz – co chyba najważniejsze – nie stanowili politycznego zagrożenia dla Saddama. Nie mieli nigdy ambicji, by przejąć władzę. Żyliśmy w Iraku i państwo to uważaliśmy za swoje.

Do tego stopnia, że kiedy Husajn rozprawiał się z wrogami, w tym z Kurdami, chrześcijanie milczeli.
Proszę zrozumieć, to naprawdę były inne czasy, nie było internetu, nie mieliśmy anten satelitarnych, dostępu do informacji, nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę się dzieje, zarówno z Kurdami, jak i z szyitami, którzy też byli przez Saddama tępieni. Wmawiano nam, że to ofiary wojny z Iranem. Ale prawdą jest, że chrześcijanie mieszkający na terenach, gdzie to się działo, wyjechali z Iraku – uciekli do Turcji, do Europy. To była ich reakcja, niezgoda na to, w jaki sposób Saddam traktował swoich współobywateli.

Po upadku dyktatora chrześcijanie znaleźli się na celowniku. Ich obecność stała się mocno problematyczna. Ksiądz biskup doświadczył tego na własnej skórze.
Fanatyzm opanował wiele dziedzin życia, chrześcijanie przestali czuć się bezpiecznie na ulicach, w miejscach pracy. Ich styl życia z dnia na dzień przestał być akceptowalny. Najbardziej dojmujące było to w Mosulu, z którego wypędzono 120 tys. chrześcijan. Po studiach w Rzymie wróciłem do Iraku w 2003 r., po wojnie chciałem tam być, bo bardzo kocham swój kraj, chciałem służyć ludziom. W tamtym czasie w południowo-zachodniej części Bagdadu mieszkali zarówno sunnici, jak i szyici, chociaż tych pierwszych było więcej.

Po upadku reżimu tereny te stały się teatrem walk między milicjami szyickimi i sunnickimi, chrześcijanie wyrośli na wrogów, oskarżano ich o współpracę z Amerykanami, byli zabijani, porywani, zmuszani do wyjazdu. Byłem wówczas jedynym katolickim księdzem w tej części miasta, nie wyobrażałem sobie, że mogę zostawić swoich parafian. Porwano mnie, bo to mogło pomóc w pogłębieniu destabilizacji, chaosu i przejęciu kontroli – jako ksiądz, który odmówił ucieczki z miasta, byłem dla nich ważnym celem. Po moim porwaniu uciekli stamtąd wszyscy chrześcijanie. Teraz powoli wracają, wiem, że przyjechało ok. 30–40 rodzin, chociaż mój kościół św. Jakuba został spalony i stoi zamknięty. Tamtego dnia, kiedy po mnie przyszli, w kościele było święto, 15 sierpnia. Było bardzo dużo osób, po mszy mieliśmy poczęstunek, wieczorem zamknąłem wszystko i odjechałem w stronę seminarium, gdzie mieszkałem. Nagle samochód został zatrzymany, wyciągnięto mnie z niego, wrzucono do innego na podłogę między siedzeniami. Nie wiedziałem, co się ze mną stanie.

Przez 28 dni niewoli był ksiądz przetrzymywany w trudnych warunkach, nie otrzymywał wystarczającej ilości wody, pożywienia, był zmuszany torturami do przejścia na islam. Co było najgorsze?
Desperacja. Nachodziły mnie momenty zwątpienia, kiedy wydawało mi się, że nie wyjdę z tego cało, że oni mnie po prostu zabiją. Oczywiście tortury, bicie – to fizycznie było ciężkie do zniesienia, ale szczególnie dojmujące było uczucie, że za chwilę mnie nie będzie, opuszczę przyjaciół, rodzinę, wszystkich, którzy mnie kochają. Przetrwałem dzięki Bogu, udało mi się odbudować nadzieję. Stało się to również dzięki pewnym znakom, które otrzymałem – mam na myśli np. strażnika, który mnie pilnował, traktował jak człowieka. Kiedy miałem wysoką temperaturę, potwornie bolał mnie ząb, człowiek ten z narażeniem życia zdobył środki przeciwbólowe.

Abu Hamid nie był jedyną pozytywną osobą, jaką spotkał ksiądz biskup. Ali i jego żona wiedzieli, że dopuszczają się grzechu, pomagając porywaczom.
To wszystko znaki od Boga, że w tym morzu zła jest też dobro. Pozostali uważali, że nie łamią przykazań Koranu, ale to nieprawda. Łamie je sam fakt, że próbowano mnie zmusić do przyjęcia ich wiary. To samo zresztą powiedziałem moim prześladowcom. Dziś jestem wolny, kto wie, może to do nich jednak dotarło?

Zgłosił ksiądz na policję to, co się stało?
Nie. Nigdy później nie spotkałem żadnego z nich, chociaż często myślę o Abu Hamidzie, zastanawiam się, co się z nim stało.

Jest ksiądz im w stanie wybaczyć?
Przebaczenie to trudna sprawa, nie znam tych ludzi.

Bp Saad Sirop Hanna (ur. 1972 r.) przed studiami w seminarium w Bagdadzie i przyjęciem święceń kapłańskich w 2001 r. uzyskał tytuł inżyniera lotnictwa. 15 sierpnia 2006 r. został porwany przez ekstremistów, a po uwolnieniu kontynuował studia na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i w 2008 r. obronił doktorat z filozofii. W 2014 r. został mianowany biskupem tytularnym Hirty i sprawuje funkcje: wizytatora apostolskiego dla mieszkających w Europie katolików chaldejskich, biskupa pomocniczego patriarchy chaldejskiego w Bagdadzie. Jest profesorem wizytującym w Instytucie Historii Średniowiecznej Uniwersytetu Notre Dame.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną