Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Parlament Europejski rozdrobniony po wyborach

Parlament Europejski Parlament Europejski European Parliament / Flickr CC by 2.0
Pierwszy raz w historii dwie największe partie Parlamentu Europejskiego – chadecy i socjaliści – nie zajmą ponad połowy miejsc w izbie.

By utworzyć większość, dotychczasowi hegemoni będą musieli podzielić się wpływami w Unii z którymś z mniejszych ugrupowań. Zgodnie z zapowiedziami „Polityki” antyunijne stronnictwa zyskały posłów, ale nie tylu, by wpłynąć na pracę Parlamentu Europejskiego.

Eurosceptycy na marginesie Parlamentu Europejskiego

I już. Po tygodniach kampanii bardziej populistycznej niż merytorycznej, skupionej raczej na tematach wewnętrznej polityki państw członkowskich niż toczącej się wokół spraw unijnych, Europejczycy wybrali 751 posłów do Parlamentu Europejskiego.

Jak miało być? Brexit, przegrupowanie antyunijnej prawicy, polaryzacja sceny politycznej i szereg nierozwiązanych kryzysów miały przyciągnąć rekordowe liczby wyborców do urn. W większości mieli to być wyborcy chcący pokazać UE żółtą kartkę.

A jak było? Gdy o godz. 23 w niedzielę zakończyły się ostatnie głosowania, stało się jasne, że wielkiej rewolucji nie będzie. Według badań exit poll następny europarlament podzieli się następująco: 165 miejsc dla chadeków (Europejska Partia Ludowa, EPL), 141 dla socjalistów (Socjaliści i Demokraci, S&D), 115 dla centroliberałów (ALDE i En Marche!), 75 dla Zielonych, 42 dla skrajnej lewicy. Po prawej stronie partia konserwatystów (EKR), do której należy PiS, zdobyła 57 mandatów, a antyunijne mutacje skrajnej prawicy – 103 miejsca. Wynik ten pozostawi eurosceptyków na marginesie Parlamentu Europejskiego.

Czytaj także:

  • Parlament Europejski
  • wybory do Parlamentu Europejskiego 2019
  • Reklama