Nożownik zaatakował w Kawasaki, 300 m od stacji kolejowej, gdzie wysiadają dzieci chodzące do pobliskiej szkoły. Zginęła 11-latka i 39-letni ojciec jednej z uczennic, a 17 innych dziewczynek jest rannych. Większość uczęszczała do pierwszej klasy. Ranna jest też jedna dorosła kobieta. O motywach sprawcy tymczasem nie wiadomo nic. Ugodził się nożem i zmarł tuż po zatrzymaniu.
Zastępca dyrektora szkoły czekał, podobnie jak każdego dnia, niedaleko stacji, żeby pomóc dzieciom przesiąść się z pociągu do sześciu prywatnych autobusów, które dalej przewoziły je do szkoły. Dzieci stały w kolejce do pojazdów. Sprawca zaatakował te z końca, miał przy sobie dwa noże i krzyczał po japońsku: „zamierzam cię zabić!”.
Japonia to nie Ameryka
Okolica, w której to się zdarzyło, jest bardzo spokojna. Mieszkańcy twierdzą, że nigdy nie słyszeli o podobnym przestępstwie. Masowe strzelaniny, do których dochodzi w Stanach Zjednoczonych, w Japonii zdarzają się niezwykle rzadko (głównie ze względu na surowe przepisy dotyczące broni palnej). Dzieci w Kawasaki, ale i w całej Japonii zazwyczaj dojeżdżają do szkoły same. Transport dociera punktualnie, jest dobrze zorganizowany i bezpieczny.
Brutalne zbrodnie czy masowe zabójstwa też nie zdarzają się często. Najbardziej utkwił w pamięci przypadek z 2016 r., kiedy nieopodal Tokio uzbrojony mężczyzna wtargnął do ośrodka dla niepełnosprawnych i zabił 19 śpiących pacjentów. W 2010 r. kilkanaście osób zginęło dźgniętych w komunikacji miejskiej. Biorąc pod uwagę statystyki, Japonia jawi się jako kraj niemal wolny od tego typu sytuacji.