Najtrudniejszy pierwszy krok?
Pierwsza wizyta zagraniczna Wołodymyra Zełenskiego w Brukseli
Zgodnie z oczekiwaniami ukraiński prezydent potwierdził kontynuację kursu na integrację z NATO i UE, a także powtórzył głoszone wielokrotnie przez swoich poprzedników deklaracje o ważnym miejscu Polski w polityce zewnętrznej Kijowa. Zwolennicy Petro Poroszenki uszczypliwie zauważyli nawet, że Zełenski „ukradł” część starej przemowy poprzednika.
Błędem byłoby przecenianie faktu, że Bruksela została wybrana jako miejsce pierwszej zagranicznej podróży Zełenskiego w roli ukraińskiego prezydenta. Ma to raczej wymiar symboliczny niż realne znaczenie dla trwałości wektora Kijowa. Przypomnę, że Wiktor Juszczenko z pierwszą wizytą udał się do Moskwy, a Wiktor Janukowycz do Brukseli. Sukcesy obu w relacjach z FR i Zachodem, delikatnie mówiąc, były mało przekonujące.
Nie zapominajmy, że wizyta odbyła się na tle kampanii do Rady Najwyższej, w której partia głowy państwa Sługa Narodu ma uzasadnione ambicje uzyskania samodzielnej większości. Wcześniej osoby związane z obozem nowego prezydenta Ukrainy wypowiadały się niezbyt spójnie, np. na temat relacji z Rosją, w porównaniu z brukselskimi deklaracjami Zełenskiego. Jak dotąd nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że nowy przywódca Ukrainy chce zadowolić jednocześnie wszystkich wyborców – tych opowiadających się za integracją ze strukturami zachodnimi i tych gotowych do kompromisów z Rosją. Dlatego na deklaracje składane obecnie przez prezydenta Ukrainy i jego otoczenie warto brać solidną poprawkę. Ile są one warte, można będzie oceniać najszybciej po upływie około roku.
Wizyta potwierdziła niski poziom