Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pożar na najtajniejszym rosyjskim okręcie rozgniewał Putina

Władimir Putin, lipiec 2019 Władimir Putin, lipiec 2019 Yekaterina Shtukina / Forum
1 lipca doszło do awarii na rosyjskim okręcie podwodnym. Groźny pożar wybuchł na niezwykłej jednostce, zginęło 14 członków załogi.

Chodzi o AS-12 „Łoszarik”, najtajniejszą jednostkę w całej rosyjskiej marynarce wojennej. Utrzymanie w tajemnicy istnienia okrętu wojennego średniej wielkości jest dziś niemożliwe, nie było szans, by satelity nie zrobiły mu zdjęcia. Poza tym wie o takim okręcie całkiem sporo ludzi – stoczniowcy, konstruktorzy biura projektowego, pracownicy firm dostarczających wyposażenie, marynarze, którzy nim pływają, ich przełożeni, sztab floty, ministerstwo obrony… Dlatego i nazwa okrętu „wypłynęła” – ta oficjalna (AS-12) i ta nieoficjalna (Łoszarik).

Rosja wolałaby, by mówiło się o nim jak najmniej, by świat się nim nie interesował. Mniej wiesz, krócej będziesz przesłuchiwany – mawiają Rosjanie. A tu masz babo placek – awaria sprawiła, że o okręcie zrobiło się głośno. Choć Ministerstwo Obrony Rosji nie podało oficjalnie, na jakim okręcie doszło do awarii, a jedynie – że doszło. I jeszcze mówią, że zginęło 14 marynarzy, choć oni wcale zwykłymi marynarzami nie byli. Trzeba przyznać, że rosyjska prasa odważnie ujawniła sporo interesujących faktów.

Czym jest okręt podwodny AS-12

Oficjalnie przeznaczeniem okrętu jest badanie możliwości zanurzania się na dużą głębokość i badanie oceanu oraz jego dna. Co oczywiście sugeruje jakiś batyskaf w stylu Jacques-Yves Cousteau, znanego francuskiego badacza podmorskich głębin. Jednak AS-12 nie jest batyskafem, lecz okrętem podwodnym, choć nie takim znowu dużym. Ma długość ok. 60–70 m i wyporność nawodną przekraczającą 1000 ton, a podwodną zbliżoną do 2000 ton. Nasz ORP „Orzeł” jest nieco większy (długość 72 m, wyporność nawodna ok. 2000 ton, podwodna 3000 ton), ale oba pozostałe kobbeny polskiej Marynarki Wojennej: ORP „Sęp” i ORP „Bielik”, są zdecydowanie mniejsze.

Główną różnicą jest jednak możliwość zanurzania się na niespotykaną głębokość, na którą – jak dotąd – zanurzały się tylko malutkie batyskafy o specjalnej konstrukcji, najczęściej z dwuosobową załogą. Niemieckie U-booty w czasie II wojny światowej schodziły na głębokość 100, najwyżej 150 m. Współczesne okręty podwodne schodzą nawet na 400–450 m pod wodę i na tych głębokościach operują. Natomiast AS-12 osiągnął głębokość 3000 m, a według ujawnionych ocen zachodnich może nawet zejść na 6000 m, choć oficjalnie jeszcze tego nie testowano.

AS-12 został zaprojektowany w latach 80., a budowa rozpoczęła się w 1988 r. W latach 90. zabrakło pieniędzy na jego ukończenie, jednostka została więc zakonserwowana i czekała na lepsze czasy. Te nadeszły za prezydentury Władimira Putina. Okręt ukończono i oddano do służby w 2003 r. Jest jednym z najmniejszych na świecie okrętów podwodnych z napędem atomowym. Mały reaktor wytwarza parę dla turbiny napędowej o mocy 10–15 tysięcy koni mechanicznych. Załoga okrętu składa się z 25 osób, przy czym nie ma szeregowych marynarzy – wszyscy są oficerami. I to najczęściej w wysokich stopniach. Samo to jest rzeczą absolutnie niezwykłą.
Ciekawostką jest też to, że okręt nie pływa samodzielnie na powierzchni, lecz jest transportowany na pokładzie znacznie większej jednostki – okrętu podwodnego BS-136 „Orenburg” o długości 162 m.

Czytaj także: Odwaga polskich żołnierzy nie potrzebuje nadętych porównań. Jak Andrzej Duda obraża Rosjan

Jakie jest prawdziwe przeznaczenie AS-12?

Wielkie przywiązanie rosyjskiej marynarki wojennej do badań naukowych i kontynuowania dzieła Jacquesa Cousteau czy Szwajcara Augusta Piccarda jest co najmniej dziwne. Tym bardziej że nie chodzi o jeden okręt. Rosja utrzymuje całą 29. Brygadę Okrętów Podwodnych Specjalnego Przeznaczenia stacjonującą w Siewerodwińsku, w jednej z najtajniejszych baz jej floty. Brygada to siedem atomowych okrętów podwodnych do schodzenia na wielkie głębokości: trzy typu Kaszalot (AS-13, AS-15 i AS-33), trzy typu Pałtus (AS-21, AS-23 i AS-35) i pojedynczy typu Kalitka – czyli właśnie AS-12 Łoszarik. Ósmym okrętem brygady jest ich nosiciel, BS-136 „Orenburg”. Czyżby rosyjskie badania naukowe były zakrojone na aż tak szeroką skalę?

Nie oszukujmy się, to nie są żadne badania. Przeznaczenie tych okrętów jest zupełnie inne. Mówi się o prowadzeniu rozpoznania, w tym o „podpinaniu” się w podmorskie kable łączności w celu podsłuchiwania prowadzonych przez nie rozmów pomiędzy władzami państw Ameryki i Europy bądź Ameryki i Dalekiego Wschodu. Inna wersja to możliwość prowadzenia dywersji, na przykład skrytego stawiania min na podejściach do amerykańskich portów, przecinania podmorskich kabli łączności czy uszkadzania podmorskich rurociągów.

Czytaj także: Putinowi nie udało się pokonać Ukrainy

W takie wyjaśnienia jestem skłonny uwierzyć, ale w badania naukowe nie bardzo. Pamiętam, jak słynne amerykańskie samoloty szpiegowskie U-2 też oficjalnie służyły do „badań górnych warstw atmosfery”. Jeden z nich w 1960 r. tak badał atmosferę nad ZSRR, że kiedy go zestrzelono, z jego aparatów wydobyto film ze zdjęciami rosyjskich zakładów zbrojeniowych w rejonie Swierdłowska (dziś Jekaterynburga).

Kto zginął na AS-12?

Lista ofiar ostatniego wypadku też jest znamienna. W polskich wiadomościach telewizyjnych ujawniono, że byli to „sami kapitanowie”. W wielu marynarkach wojennych świata używa się w nazwie stopnia słowa „kapitan”, którego nie tłumaczy się na polski jako kapitan. Brytyjski czy amerykański Navy Captain to nasz komandor, czyli w wojskach lądowych pułkownik, o trzy stopnie od kapitana wyższy. Uważam, że jak się coś tłumaczy, to dobrze jest znać oryginalny język, z którego się tłumaczy, choćby w stopniu dostatecznym. W rosyjskiej marynarce wojennej są następujące stopnie: kapitan I rangi (komandor/pułkownik), kapitan II rangi (komandor porucznik/podpułkownik), kapitan III rangi (komandor podporucznik/major) i kapitan-lejtnant (i to jest „prawdziwy” kapitan). Spośród 14 poległych aż siedmiu to komandorzy, w tym dwóch bohaterów Rosji (Denis W. Dołonski i Nikołaj I. Filin). Kolejnych trzech to komandorzy porucznicy, dwóch – komandorzy podporucznicy i lekarz, podpułkownik służb medycznych. Trzynastu wyższych oficerów. I jeden młodszy oficer, jedyny „prawdziwy” kapitan. Podobno na pokładzie okrętu AS-12 było więcej osób, nieoficjalne informacje mówią o 3–4 rannych odwiezionych do szpitala w Siewierodwińsku. Takie informacje z trudem przebijają się do prasy, bowiem mieszkańcy Siewierodwińska z mediów społecznościowych (które dziś niosą wiele ciekawych informacji) raczej nie korzystają. Tak jest lepiej dla nich.

Pożar na okręcie podwodnym jest zawsze rzeczą straszną. Jedynym sposobem na jego ugaszenie jest szczelne zamknięcie objętych pożarem przedziałów. Wraz ze znajdującymi się wewnątrz ludźmi, którzy giną, by inni mogli się uratować. To okrutne, ale inaczej się nie da. Ten pożar, według rosyjskiego ministerstwa obrony, został ugaszony przez „zespół”, a nie przez „załogę”, czyli przypuszczalnie pomogła załoga okrętu-nosiciela BS-136. Albo płonący AS-12 zdołał się do niego zadokować, albo pożar wybuchł, gdy wciąż był do niego zadokowany.

Czytaj także: Europa dusi się w rosyjskim uścisku. Ale walczy. Polska kapituluje

Gniew Władimira Putina

Z awarii osobiście tłumaczył się minister obrony Rosji Siergiej Szojgu, wezwany na Kreml w trybie pilnym. Na nieszczęście dla ministra nie był on w stanie powiedzieć prezydentowi Rosji wiele więcej, niż donosi prasa, łącznie z tym, że „aparat do badań podwodnych” (ładny mi „aparat” wielkości średniego okrętu podwodnego) znajduje się obecnie w Siewierdwińsku, gdzie przyczyny tragedii bada już specjalna komisja. Na oficjalnym zdjęciu ze spotkania prezydent Putin ma gniewny wyraz twarzy, bo powodów do zadowolenia raczej nie ma. To kolejna wpadka rosyjskiej floty, może nie na taką skalę, co słynna katastrofa „Kurska” w 2000 r., ale bardzo dla Kremla niewygodna.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną