Świat

Czy tureckie F-35 trafią do Polski?

F-35A Lightning II F-35A Lightning II John Winn / US Air Force
Za wybór rosyjskich rakiet Amerykanie odebrali Turcji prawo do dostaw i udział w produkcji F-35. Czy na wyeliminowaniu Turków może skorzystać Polska? Wątpliwe, bo ustawiliśmy się w takiej pozycji, że Amerykanie nie muszą się starać.

Turcja miała być drugim w NATO i czwartym na świecie odbiorcą F-35, jeśli chodzi o liczbę maszyn. Miała kupić 116 sztuk, więcej chcieli tylko Brytyjczycy i Japończycy, Australia zamówiła niewiele mniej.

Trump ostrzegał, Erdoğan wybrał Rosję

USA długo ostrzegały, że F-35 nie mogą być wpięte do tego samego systemu obrony powietrznej, w którym miały funkcjonować zamówione w Rosji najnowocześniejsze wyrzutnie rakietowe S-400. Amerykanie ostrzegali, grozili i prosili, ale niczego nie wskórali mimo rozmów między prezydentami Trumpem a Erdoğanem. W zeszłym tygodniu Turcy przyjęli dostawy S-400 z Rosji, a w tym tygodniu zostali wyrzuceni z największego programu obronnego świata. Formalnie ich udział w produkcji ponad 900 części ma być zamknięty do marca 2020 r., piloci szkolący się w bazie Luke – m.in. na czterech dostarczonych już Turcji F-35A – mają czas do końca lipca na wyjazd.

Strategiczne i sojusznicze konsekwencje tej drastycznej decyzji USA są olbrzymie. To policzek dla Waszyngtonu. Turcja wybrała Rosję zamiast współpracy z NATO. Idąc dalej, można się zastanowić, czy to nie krok, który prowadzi Ankarę w prostej linii poza NATO, a przynajmniej na jego margines. Wszak F-35 stanie się w ciągu dekady najpopularniejszym w sojuszu samolotem bojowym i trudno mu będzie Turcję omijać. Jeśli NATO podejmie decyzję o izolowaniu tureckich radarów – połączonych w przyszłości z rosyjskimi – w systemie obrony powietrznej sojuszu powstanie ogromna wyrwa. Na razie to hipotezy, sytuacja jest dramatycznie napięta, lecz jeszcze nie katastrofalna. Na razie jest do zagospodarowania tureckie zamówienie i związany z nim udział przemysłu, a na jedno i drugie już ustawia się kolejka.

Reklama