Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Hiszpania zmierza do czwartych wyborów w ciągu czterch lat

Parlament w Madrycie Parlament w Madrycie Forum
Po raz drugi w tym tygodniu nie udało się Kortezom sformować rządu. Oznacza to, że po wakacyjnej przerwie będą miały już tylko jedną szansę, choć w tym samym układzie, który właśnie zawiódł. Paradoksalnie największym wygranym w tej sytuacji jest... dzisiejszy przegrany: premier Pedro Sánchez.
Premier Pedro Sánchez do sformowania rządu potrzebował tylko zwykłej większości głosów.Pool Moncloa / Borja Puig de la Bellacasa/Wikipedia Premier Pedro Sánchez do sformowania rządu potrzebował tylko zwykłej większości głosów.

Pedro Sánchez i Pablo Iglesias opuścili salę plenarną Kortezów dwoma różnymi wyjściami i było to najbardziej symboliczne podsumowanie tygodnia – z powodu braku porozumienia między tymi dwoma politykami w listopadzie Hiszpania będzie miała czwarte wybory generalne w ciągu czterech lat.

Hiszpanie znów pójdą do urn?

Sánchez, przywódca socjalistów, do sformowania rządu potrzebował tylko zwykłej większości po tym, jak we wtorek nie udało mu się uzyskać absolutnej. Ale poza 123 posłami jego własnego ugrupowania na „tak” zdecydował się jedynie samotny reprezentant Kantabryjskiej Partii Regionalistycznej. Przeciw głosowało 155 osób z prawicy, a od głosu wstrzymało się 67 innych. I to właśnie ta ostatnia opcja, w większości złożona z członków lewicowego Podemos pod przewodnictwem Iglesiasa, okazała się decydująca.

Teoretycznie można jeszcze uniknąć ponownego pójścia do urn. Po wakacyjnej przerwie parlament będzie miał czas do 23 września, by powtórnie spróbować sformować rząd. Ale prawica nie ma wystarczającej liczby głosów, a poza tym akurat ten miesiąc będzie najgorętszy w tym roku (mimo że to teraz temperatury w części Półwyspu Iberyjskiego przekraczają 40 stopni) – mniej więcej wtedy zapadnie wyrok w historycznym procesie przeciw katalońskim politykom, którzy w 2017 r. zorganizowali referendum niepodległościowe, i również wtedy przypada Diada, czyli święto upamiętniające kapitulację Barcelony przed siłami hiszpańskimi.

Dlatego kolejne wybory, najpóźniej 10 listopada, są w zasadzie pewne.

Czytaj też: Hiszpańska prawica pod szyldem partii Vox

Szumiąca sala i poszukiwanie ładowarki

W ciągu ostatnich 48 godzin można było jeszcze mieć nadzieję, że Kortezy zaprzysięgną rząd. Podemos wielokrotnie przed wtorkiem zapowiadało, że w pierwszym głosowaniu będzie na „nie”, a mimo to wstrzymało się od głosu. Socjaliści szybko jednak ujawnili, że zmiana postawy wynika z żądań, jakie postawiło im znacznie mniejsze ugrupowanie. Pablo Iglesias domagał się od Sáncheza kontroli nad resortami skarbu, zdrowia, mieszkalnictwa, równości, a także „superministerstwa” do spraw socjalnych.

Dla socjalistów to było za dużo – oddaliby kontrolę nad resortami, które są dla nich kluczowe z punktu widzenia ideologicznego i w ramach których realizują politykę świetnie odbieraną przez żelazny elektorat, ale i wielu wyborców niezdecydowanych. Podczas czwartkowego przemówienia Sánchez argumentował, że „nie może oddać skarbu państwa w ręce kogoś, kto nigdy nie ustalał budżetu”.

Wiedząc, że większe ugrupowanie się nie ugnie, Iglesias zdecydował się na ruch niespotykany. Z mównicy, kilkadziesiąt minut przed głosowaniem, złożył inną propozycję: Podemos nie będzie nalegał na resort pracy i poprze premiera, jeśli dostanie chociaż kontrolę nad legislacją dotyczącą zatrudnienia.

Sala zareagowała głośnymi szmerami, a Iglesias musiał pożyczać ładowarkę do telefonu, bo bateria nie wytrzymała natłoku wiadomości i połączeń. Między innymi dlatego, że – jak po chwili wytknięto mu publicznie – taka materia nie leży w gestii rządu centralnego, tylko władz wspólnot autonomicznych.

Czy gorące wakacje ostudzą hiszpańskie nastroje?

Choć oba głosowania w tym tygodniu okazały się dla socjalistów niepomyślne, to akurat Sánchez może być zadowolony. Jest premierem od czerwca zeszłego roku, gdy niespodziewanie dla wszystkich przeprowadził skuteczne wotum nieufności wobec ówczesnego szefa rządu, konserwatysty Mariano Rajoya. Od tamtej pory utrzymuje się u władzy bez względu na okoliczności, a przecież jeszcze do wyborów z kwietnia tego roku miał o jedną trzecią mniej posłów niż obecnie. Ostatnie sondaże pokazują, że w listopadzie może przy urnach poprawić ten wynik. Nawet jeśli znów nie uda mu się sformować koalicji, to tym bardziej nie uda się to prawicy, więc i tak pozostanie u władzy.

Sondaże pokazują też, że manewry Iglesiasa na niewiele się zdały, a Podemos może jesienią stracić kilka miejsc i dać się wyprzedzić skrajnie prawicowemu Vox, co dla lewicowego ugrupowania będzie wizerunkową katastrofą. Być może więc pogodzi się raczej z wizją zaprzysiężenia Sáncheza.

Bez względu na to, jaki scenariusz się rozegra, cała Hiszpania będzie w nadchodzących upałach liczyć na ostudzenie nastrojów politycznych i choć częściową stabilizację.

Czytaj także: Umarł premier, niech żyje premier. Hiszpański kryzys polityczny

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną