3 września rozpoczęły się we Francji wielostronne rozmowy wokół plagi zabójstw kobiet. Dyskusje będą się toczyć do 25 listopada, czyli pierwszego z 16 Dni Przeciw Przemocy Wobec Kobiet ONZ. Opinia publiczna jest poruszona kolejnymi doniesieniami o féminicides („kobietobójstwach”) lub, jak się je tu określa, „mordach małżeńskich” (les meurtres conjugales). Tylko w 2019 r. zabitych zostało sto kobiet. Ostatnią ofiarą jest Marianne, znaleziona martwa w walizce. Przez ponad miesiąc nie dawała znaku życia przyjaciołom ani rodzinie.
Czy sprawa Sauvage będzie przełomowa?
Choć ruchy feministyczne i organizacje pomagające ofiarom przemocy już od dawna alarmowały o konieczności zwiększenia wysiłków w walce z przemocą wobec kobiet i przemocą domową, szeroka opinia publiczna została skonfrontowana z problemem dopiero niedawno – dzięki tzw. sprawie Sauvage. W 2012 r. 65-letnia Jacqueline Sauvage, po latach doświadczania przemocy i znęcania się nad nią i dziećmi, zabiła męża trzema strzałami z dubeltówki. Ponieważ wystrzeliła w plecy, kolejne sądy uznały jej czyn za działanie z premedytacją.
Mimo 47 lat udokumentowanej przemocy domowej i choć obdukcja wykazała, że ofiara przed śmiercią znęcała się nad Sauvage, sąd nie uznał argumentu o obronie koniecznej. Wyrok 10 lat więzienia został podtrzymany w apelacji i uprawomocnił się w grudniu 2015 r. Wówczas to obrońcy Sauvage wszczęli starania o ułaskawienie przez prezydenta François Hollande’a, który skorzystał z prawa łaski. Sauvage wyszła na wolność w grudniu 2016 r.
Czytaj także: Kolejny rok bez skutecznej ochrony dla ofiar przemocy
Ułaskawienie nie było przypadkiem – Francuzi są zgodni, że państwo w tym przypadku nie zadziałało i powinno robić więcej, aby ofiary przemocy nie musiały brać sprawiedliwości we własne ręce. Sprawa Sauvage była niezwykle medialna; kwestie przeciwdziałania przemocy odbiły się szerokim echem również w kampaniach wyborczych. Wreszcie nadszedł czas, by za obietnicami poszły czyny – stąd obecne „stany generalne”, jak można luźno oddać znaczenie sformułowania „le Grenelle”.
Propozycje walki z przemocą są, gorzej z ich wdrażaniem
Sformułowanie „le Grenelle” ma całkiem długą historię. W 1968 r. majowe protesty skończyły się porozumieniami strajkujących z różnych organizacji z rządem, które prowadzono w budynku Ministerstwa Pracy przy ul. Grenelle w Paryżu. Od tego czasu ważne społecznie kwestie wołające o konsensus rozwiązuje się w podobny sposób, przygotowując obrady strony rządowej z organizacjami działającymi w danym obszarze, ekspertami i interesariuszami.
Owocem Grenelle zwykle są założenia do ustaw procedowanych następnie przez rząd lub wypracowanie pozycji państwa w kontrowersyjnej sprawie. Walka z przemocą wobec kobiet jednak nie jest we Francji kontrowersyjna, co więcej, pod względem prawnym kwestia ta wydaje się w zasadzie rozwiązana. Problemem pozostaje to, że aparat państwowy nie korzysta z narzędzi, które ma w zasięgu.
O ile obrady we wtorek otworzył premier Edouard Philippe, o tyle prezydent Macron uhonorował powagę tematu w charakterystycznym dla siebie stylu, tj. odwiedzając siedzibę infolinii dla ofiar przemocy, odpowiednika polskiej Niebieskiej Linii, tu nazywanej od numeru telefonu – 3919. Kiedy przysłuchiwał się rozmowom (towarzyszyli mu wyłącznie dziennikarze dziennika „Libération”, a wizyta była relacjonowana tylko na piśmie), usłyszał skargi na odmowy przyjmowania zgłoszeń, zniechęcanie ofiar do składania zeznań i przerzucanie winy na ofiarę.
Jedna z kobiet połączyła się z infolinią z komendy policji, gdzie przyszła złożyć doniesienie na męża. Zgodnie z poradą Eleny, doradczyni pracującej w 3919 od 20 lat, poprosiła o asystę, by mogła bezpiecznie wrócić do domu i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Jednak (wbrew przepisom) policjanci odmówili. Całej sytuacji przysłuchiwał się prezydent, który nie mógł – zgodnie z warunkami swojej wizyty – w żaden sposób zainterweniować.
Rząd chce zwiększyć liczbę miejsc w schroniskach dla kobiet
Otwierając Grenelle, Philippe zapowiedział zwiększenie wysiłków w trzech głównych obszarach: prewencji przemocy domowej (przez edukację, kampanie społeczne, szybkie reagowanie, szkolenia – Marlène Schiappa, minister ds. równości, planuje otworzyć w tym celu specjalny budżet w wysokości 1 mln euro), pomocy ofiarom (we Francji istnieje dziś ok. 250 ośrodków, które oferują schronienie ok. 5 tys. kobiet, które boją się wrócić do domu. W wielu departamentach to ciągle za mało. Rząd zobowiązał się zwiększyć liczbę miejsc w schroniskach o co najmniej tysiąc) oraz ściganiu sprawców przemocy. Dodatkowo po „przygodzie” prezydenta Macrona audyt systemu ścigania i sądownictwa, o którego potrzebie mówiono już wcześniej, wydaje się przesądzony.
Dla porównania: według publikowanych niedawno w Polsce statystyk liczba zabójstw kobiet i dotykających kobiety tzw. śmierci w domu (eufemizm używany przez policję na pobicie ze skutkiem śmiertelnym, w którym nie udało się jednoznacznie wskazać winy) była porównywalna z tym, co odnotowywano we Francji – choć francuska populacja jest o połowę liczniejsza od polskiej. Dziś te statystyki już nie są publikowane; liczba ofiar zabójstw ogółem w dostępnych policyjnych statystykach nie jest rozbijana na płeć.
Organizacje wspierające ofiary przemocy konsekwentnie nie otrzymują dotacji na działalność. Dramatycznie brakuje miejsc w schroniskach dla kobiet. Płyną doniesienia o zniechęcaniu do zgłaszania gwałtów (a przemoc domową zgłasza się jeszcze trudniej). W procesie Rafała P. o wieloletnie znęcanie się i przemoc wobec żony śledczy Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Południe wnieśli o karę dwóch lat ograniczenia wolności w formie... 30 godzin prac społecznych miesięcznie oraz obciążenia kosztami postępowania. Na szczęście w swojej ocenie szkodliwości czynu pozostali odosobnieni. Niepokoi również brak edukacji seksualnej i obowiązkowych lekcji etyki, które mogłyby stanowić tak potrzebne forum rozmowy z nastolatkami – o przemocy, jej skutkach i zapobieganiu.