Rewolucja tuk-tuków przeciwko land cruiserom. Tak o demonstracjach, które w wielu irackich miastach trwają już od początku października, mówią ich uczestnicy. Tuk-tuki, czyli po prostu riksze z małymi silnikami, jeszcze niedawno były poślednim środkiem transportu dla tych, których nie stać było na zwykłą żółtą taksówkę. Krążyły po najbiedniejszych dzielnicach Bagdadu, podczas gdy na bulwarach, a szczególnie w rządowej Zielonej Strefie, królowały klimatyzowane toyoty land cruiser.
Tuk-tuki trafiły do Bagdadu ledwie kilka lat temu, zaimportowane z miast południowo-wschodniej Azji. I stały się odpowiedzią na coraz bardziej zakorkowane centra irackich miast – niewielkie tuk-tuki wjadą wszędzie. W czasie obecnych protestów tuk-tuki ze środka transportu awansowały jednak na „środek rewolucji” – stały się politycznie modne, a ich kierowcy awansowali na lokalnych bohaterów. Gdy się czyta relacje demonstrujących, często przewijają się historie o tuk-tuk-menach, którzy z narażeniem życia ratowali rannych demonstrantów czy pod ostrzałem dowozili im wodę i jedzenie. Mają już w Bagdadzie swoje billboardy i kluby fanek, a jeden ze znanych piosenkarzy nagrał o nich piosenkę: „Tuk-tuk może wyglądać jak zabawka. Ale dla nas jest jak czołg”.
1.
To bez wątpienia największe protesty w Iraku od czasu obalenia Saddama Husajna. I – jak napisał kilka dni temu znany libański publicysta Rami Churi – weszły właśnie w fazę „intensywnej stabilizacji”. W Bagdadzie protestujący okupują centralny plac Tahrir i przylegający do niego ikoniczny 14-piętrowy wieżowiec w permanentnej budowie, zwany turecką restauracją – bo taka też miała tam być na ostatnim piętrze. Choć brak pewnych danych, ocenia się, że codziennie o różnych porach na plac przychodzi co najmniej pół miliona „okupantów”.