Teoretycznie mamy wojnę. Użycie przez Iran pocisków balistycznych wymierzonych w amerykańskie bazy to atak zarówno na Irak, jak i na Stany Zjednoczone. Atak zapowiedziany, spodziewany, a według Iranu nawet usprawiedliwiony, jednak bez precedensu w historii relacji obu krajów. Jak to zwykle na początku wojny bywa, potwierdzonych informacji o skutkach pierwszego ataku jest niewiele, spekulacji całe morze, a ponieważ informacja to w dzisiejszym świecie również broń, z ostrożnością należy podchodzić do pojawiających się newsów i pseudonewsów.
Ze świadomością stąpania po polu minowym w środę rano da się powiedzieć, że choć Iran użył najprawdopodobniej najostrzejszej dostępnej mu formy odwetu, zrobił to tak, że zemsta za zabicie gen. Sulejmaniego jest jednocześnie widowiskowa, łatwa do wykrycia przez wojskowe systemy ostrzegawcze i wymierzona w obiekty bronione i przygotowane do przetrwania takich uderzeń. Innymi słowy: to odwet, o którym wszędzie będzie głośno, ale który umożliwia także zakończenie na nim wymiany ciosów.
Czytaj też: Stany kontra Iran – scenariusze wojenne
Odpowiedź Iranu, reakcja USA
Wiadomo, że od kilkunastu do kilkudziesięciu pocisków spadło nocą na dwie wykorzystywane przez USA bazy wojskowe – na północy Iraku w Irbilu oraz na zachodzie kraju, na pustynnym lotnisku al-Asad. W wydanym krótko po ataku oświadczeniu Pentagon podkreśla, że były to pociski balistyczne, wystrzelone z terytorium Iranu w liczbie „kilkunastu”.