Wypowiedzi niektórych polityków sugerują, że nawet dla osób teoretycznie bardziej zorientowanych w działaniach państwa polscy żołnierze w Iraku to dziś wielka niewiadoma. Żądania natychmiastowego wycofania naszego kontyngentu czy pytania o to, „co oni tam w ogóle robią”, dowodzą nieznajomości lub niezrozumienia trwającego od początku obecności w NATO, a nawet wcześniej, zaangażowania Polski w operacje sojusznicze, ważny wymiar polityki bezpieczeństwa.
Flaga na maszt, Irak jest nasz
Obecny kontyngent to trzecie wcielenie obecności wojskowej Polaków pod międzynarodową flagą w Iraku. Najskromniejsze liczebnie i niezaangażowane w wojnę. Dziś to nie żadna okupacja, eufemicznie zwana stabilizacją. To nie czasy, gdy mieliśmy „swój” sektor odpowiedzialności, kwaterę w Babilonie, a Lech Janerka trochę prześmiewczo śpiewał: „Flaga na maszt, Irak jest nasz”.
Czytaj także: Irak obnażył słabość polskiej armii
Choć na misji przecież było o wiele mniej zabawnie niż w piosence. Zaczynała się z katastrofalnymi brakami sprzętowymi i w bałaganie organizacyjnym. Żołnierze do dziś opowiadają legendy o braku radiostacji czy prowizorycznym dozbrajaniu pojazdów. Decyzja polityczna o wejściu do Iraku ewidentnie wyprzedziła przygotowanie wojska i bezwzględnie obnażyła niemal zerową wówczas „interoperacyjność” z Amerykanami. Przyniosła też ponad 20 ofiar, nie tylko wśród wojskowych. Obrosła w legendy i bohaterów, takich jak kpt Grzegorz Kaliciak,