Całkowicie „wolny handel” między Unią Europejską a Wielką Brytanią? Obrona za pomocą barier celnych przed „Singapurem nad Tamizą”? A może coś pośredniego? Michel Barnier, główny negocjator ds. brexitu, przedstawił projekt wytycznych, które po zatwierdzeniu przez kraje wspólnoty pod koniec lutego będą wyznaczać priorytety i czerwone linie w rokowaniach. Powinna wejść w życie po okresie przejściowym (Brytyjczycy są nieobecni w unijnych instytucjach, ale poza tym funkcjonują, jakby byli członkami Unii), czyli w styczniu 2021 r.
Premier Boris Johnson wyklucza przedłużenie tego etapu, więc Unia zmierza do wypracowania głównej części umowy do grudnia. Jej najpilniejsza część, handlowa, mogłaby wejść w życie na „zasadzie tymczasowej” (Unia praktykuje to przy tego rodzaju porozumieniach), czyli za zgodą Rady UE i europarlamentu. Negocjowanie mniej ważnych fragmentów i pełna ratyfikacja odbyłyby się później.
Czy Londyn zgodzi się na „równe zasady gry”?
Decyzja Londynu o wyjściu ze wspólnego rynku i unii celnej oznacza, że po okresie przejściowym na granicy między Unią a Wielką Brytanią pojawią się kontrole celne (potrzebne nawet przy zerowych stawkach), sprawdzające pochodzenie towarów i ich unijnymi zgodność z normami, np. spożywczymi. „To automatyczna konsekwencja decyzji Brytyjczyków” – tłumaczył Barnier. I powtórzył kluczową ofertę, czyli zupełnie wolny handel towarowy („zero ceł, zero kwot” eksportowych) w zamian za przestrzeganie podstawowych standardów w dziedzinie ochrony środowiska, polityki klimatycznej, praw pracowników i konsumentów, a także ograniczeń w zakresie pomocy publicznej, m.