Teoria chaosu głosi, że trzepot skrzydeł motyla w jednej części świata może w innej wywołać burzę piaskową. Podobnie bywa z chaosem w polityce.
W Niemczech ambicje lokalnych polityków z Turyngii wywołały trąbę powietrzną w berlińskich centralach partyjnych. A wkrótce potem zachwiały wręcz ideową przyszłością kraju. Ze stanowiska szefowej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) zrezygnowała dość bezbarwna Annegret Kramp-Karrenbauer, nazywana też AKK. To ona miała w przyszłym roku prowadzić kampanię wyborczą CDU i zastąpić Angelę Merkel.
Teraz – wróżą komentatorzy – wszystko jest możliwe: rychłe odejście „mamuśki”, jak Niemcy rozczulają się nad Merkel, ale też jej pozostanie na piątą kadencję; rewizja dalekosiężnych partyjnych strategii wyborczych, a może wręcz przebudowa samych fundamentów Republiki Federalnej?
Może należałoby szukać oparcia w kontynentalnych wzorcach demokracji socjalnej i autorytarnej, jak u Bismarcka, broniąc zarazem „twierdzy Europa” przed najazdem obcych i „przenarodowieniem” (Umvolkung) Niemców w bezkształtną masę? To z kolei hasła radykalnych narodowców z Alternatywy dla Niemiec (AfD), skupionych w Skrzydle, turyngeńskiej frakcji AfD. Przewodzi jej były nauczyciel z Hesji Björn Höcke, sięgając do fraz, które – jak wykazał reporter telewizji ZDF – mogłyby być cytatami z „Mein Kampf”.
To oni zastawili w Landtagu wschodnioniemieckiej Turyngii wnyki, w które wpadła republika. Do wyborów lokalnych jesienią 2019 r. niewielką większość miała lewicowa koalicja – socjaldemokraci z SPD, Zieloni i postkomunistyczna Die Linke, a Bodo Ramelow był jedynym w Niemczech premierem z ramienia tej ostatniej, umiarkowanym i cieszącym się uznaniem także poza Turyngią.