Wybory mera Paryża to wielka stawka polityczna, bo to stanowisko jest dobrą trampoliną do prezydentury. Nic więc dziwnego, że starał się o nie bliski współpracownik Emmanuela Macrona Benjamin Griveaux, ba, z początku rzecznik partii LREM – Republika naprzód. I nagle niespełna miesiąc przed wyborami, blady z przejęcia, nagrywa oświadczenie dla mediów, że rezygnuje z wyścigu. Skompromitował go filmik, który na portalu pod nazwą „Pornopolityka” opublikował samozwańczy artysta rosyjski Piotr Pavlensky. A na materiale (właściwie dwóch) – sceny łóżkowe Griveaux, tyle że nie z żoną, a z przyjaciółką. Pavlensky objaśnia, że chciał dać wyraz oburzeniu z powodu hipokryzji polityka, który w kampanii podkreśla swoje zasługi na polu moralności, chwaląc przykładne wartości rodzinne.
Czytaj też: Francuski libertynizm ma się dobrze
Co wolno politykowi we Francji
Uwaga: nie chodzi tu bynajmniej o temat dla rubryki plotkarskiej kiepskiej popołudniówki. Zawrzało w całej Francji, opinia publiczna podzieliła się na dwa obozy, głos zabrali wybitni profesorowie prawa konstytucyjnego. Pytano po staremu: gdzie biegnie granica między życiem publicznym a prywatnym? Czy kandydat (kandydatka) na mera musi być wzorem cnoty? Czy polityk nie korzysta z ochrony życia prywatnego, tak jak powinien korzystać szary obywatel, który dopóki nie robi nic bezprawnego, dopóty może sobie... na boku. Można wątpić w dobry smak twórczości filmowej z wyczynów łóżkowych, ale Griveaux był wcześniej w ekipie innego