Wydarzeniem telewizyjnej debaty demokratycznych kandydatów do nominacji prezydenckiej, która odbyła się wczoraj w Las Vegas, był pierwszy występ w tym gronie Michaela Bloomberga, multimiliardera i byłego burmistrza Nowego Jorku. Jak przewidywano, dyskusja upłynęła pod znakiem personalnych ataków na debiutanta. Rywale wypominali mu rzekome rasistowskie podteksty jego walki z przestępczością, seksistowskie wypowiedzi i uciszanie kobiet oskarżających go o molestowanie. Burmistrz bronił się, jak mógł, ale sprawiał wrażenie nie najlepiej przygotowanego do trudnej sytuacji i znalazł się w defensywie. Większość komentatorów oceniła, że tę pierwszą konfrontację przegrał.
Czytaj także: Michael Bloomberg – nadzieja czy „psuj”?
Sanders w koszulce lidera
Notowania Bloomberga rosły od kilku tygodni, i to tak szybko, jak szybko spadają słupki Joemu Bidenowi, byłemu wiceprezydentowi, do niedawna liderowi stawki. Teraz żółtą koszulkę lidera nosi Bernie Sanders, przywódca lewicy demokratów, który wypadł dobrze. Jego ewentualne zwycięstwo wprawia partię w popłoch. Uważa się, że jako socjalista – a tak się sam określa – nie ma szans na wygraną z Donaldem Trumpem.
Nadzieje na powstrzymanie „szalonego Berniego” lokowano w nowojorskim multimiliarderze.