Mogłoby się wydawać, że bez rodzajników jest prościej. Nic z tych rzeczy. Świadczy o tym ostry spór o feminatywy w języku koreańskim, w którym rodzajników nie ma. Stawką jest – tak jak w sporze o polskie feminatywy – równouprawnienie kobiet. Podobnie jak w Polsce również w Korei Południowej podnoszony jest argument, że to język konstruuje nasze wyobrażenia o świecie.
Koreański ma liczne formy określające poziomy szacunku. Koreańczyk modyfikuje swoją wypowiedź – zarówno gramatykę, jak i słownictwo – w zależności od wieku, pozycji i zażyłości z rozmówcą. W obecnym sporze chodzi o słownictwo używane przez mężczyznę i kobietę w stosunku do rodziny współmałżonka. Bardzo się ono różni i stawia żonie znacznie więcej wymogów. Południowokoreańskie ministerstwo równouprawnienia i rodziny postanowiło to zmienić.
Spór wybuchł za sprawą ministerialnej regulacji dotyczącej „imion rodzinnych”, w której zalecono zamianę szeregu używanych powszechnie tytułów, co ma wyrównać status małżonków w sferze języka. Od kobiety wymaga się, aby wobec wszystkich mężczyzn z rodziny męża zwracała się w sposób „wywyższający”. Prowadzi to do sytuacji, w której kobieta nawet wobec osób młodszych i dzieci powinna używać „wysokiego języka” – dla przykładu: do młodszego od niej brata męża ma się zwracać per doryeonnim, czyli „młody mistrzu”.
Konfucjańskie dziedzictwo
Rządząca obecnie Koreą progresywna Partia Demokratyczna jako pierwsza zaproponowała zmiany w słownictwie, co ściągnęło na nią atak konserwatywnej opozycji. Ta oskarża ją o wiązanie ust niepokornym i stawia się w roli obrońców tradycji. Nawet jeśli ta tradycja zbudowana jest na jawnej niesprawiedliwości.
Status Koreanek, jeszcze w miarę zrównoważony w okresie średniowiecznego królestwa Koryo, podupadł w XIV w.