Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Niemieckie szpitale potrzebują Polaków. A granice zamknięte

W Niemczech też brakuje personelu medycznego. W Niemczech też brakuje personelu medycznego. Fabrizio Bensch / Reuters / Forum
W Niemczech Wschodnich też brakuje lekarzy, a luki zapełniają Polacy. Szefowie tamtejszych szpitali znaleźli się w kryzysie po zamknięciu granic. Władze są zmuszone szukać nowych rozwiązań.

Natalia Gajlewicz codziennie po dyżurze wraca samochodem do rodziny w Szczecinie. Właściwie – wracała, od tygodnia już nie może. Jest internistką w Pasewalku w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, dwadzieścia parę kilometrów od granicy, która przez kilkanaście lat była niewidoczna, a dziś jest zamknięta. Pracownicy, którzy mieszkali po jednej stronie, a pracowali po drugiej, muszą się poddać 14-dniowej kwarantannie. Albo zostaną tam, gdzie pracują, albo tam, gdzie mieszkają. Niemcy panicznie się boją, że polscy lekarze, pielęgniarki czy położne wybiorą jednak ojczyznę.

Czytaj też: Wirus kontra federalizm. Niemiecki sposób na Covid-19

Specjalny grafik dla polskich lekarzy

Tymczasem na wschodzie Niemiec dramatycznie brakuje personelu. Lekarze, pielęgniarki, opiekunki z Polski ratują sytuację – stanowią dużą część załóg w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, Brandenburgii czy Saksonii. Prawie połowę zasobów kliniki Asklepios w Schwedt, kilka kilometrów od granicy; samych polskich lekarzy jest tu aż 45 (na 140). Kierownictwo placówki przygotowało z myślą o nich specjalne grafiki: 14 dni pracy, 14 dni wolnego.

Wyjazd polskiego personelu z dziesiątek innych szpitali też utrudniłby sytuację. Są zachęcani do pozostania. Mają zapewnione zakwaterowanie w pensjonatach czy wynajętych mieszkaniach. Dokładają się i rządy: Saksonia każdemu wypłaca 40 euro dziennie w ramach dofinansowania do kosztów związanych z pobytem w Niemczech. Brandenburgia i Meklemburgia-Pomorze Przednie przekazują 65 euro (plus 20 euro dla członka rodziny) każdemu, kto dojeżdża tu do pracy, tzw. pendlerom (termin nie dotyczy tylko branży medycznej).

Czytaj też: Koronawirus SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity

Nikt Polaków w Niemczech nie zastąpi

Zachęta nie skutkuje – spośród kilkudziesięciu tysięcy pendlerów na tymczasowy pobyt w Niemczech zdecydowała się jedna czwarta. Personel medyczny jest wyjątkiem, większość została. – Czujemy się odpowiedzialni za pacjentów, chcemy być lojalni wobec kolegów i zespołu – mówi Natalia Gajlewicz. Długo się wahała, ma małe dziecko. Zdecydowała się wrócić do Polski jako jedyna z 17 polskich lekarzy. Wróci do Polski na dwa tygodnie, weźmie urlop na czas obowiązkowej kwarantanny. A potem znów pojedzie do Niemiec, jeśli się okaże, że dziecko radzi sobie z tatą i opiekunką. – Możemy brać urlop, najpierw normalny, potem płatny – ale przecież pacjenci są cały czas, nie możemy ich zostawić. Nikt nas nie zastąpi.

Ostatnio trafiła do ich szpitala pacjentka z zawałem – po dwóch dniach. – Lekarz domowy podpowiadał, żeby poleżała w domu, może jej się polepszy. W szpitalu mogłaby się zakazić – opowiada Gajlewicz.

Warszawski lekarz: Wyprowadziłem się, bo nie chcę narażać rodziny

Praca w Polsce, mieszkanie w Niemczech

Renata jest w Niemczech pielęgniarką. Z pracy musiała tymczasowo zrezygnować, bo nie ma jak do niej dotrzeć. Od paru lat mieszka po niemieckiej stronie, a pracuje w Szczecinie. W powiecie Uecker-Randow wielu Polaków wynajmuje mieszkania i kupiło domy, bo ceny były okazyjne, otoczenie ładne, dzieci mogły się uczyć języka. No i blisko do Szczecina.

Tyle że teraz w Szczecinie Renata trafiłaby do kwarantanny. Tu też brakuje rąk, więc pracodawca zaproponował jej zakwaterowanie na najbliższe tygodnie, ale to by oznaczało rozłąkę z rodziną. – Tak naprawdę bez większego problemu można było zrobić wyjątek dla personelu medycznego – tłumaczy. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia inspektor sanitarny może zwolnić z obowiązku odbycia kwarantanny lub skrócić ją w uzasadnionych przypadkach: – Rozdział drugi, paragraf drugi, punkt ósmy – recytuje Renata. – A personel medyczny chyba takim przypadkiem jest. Równie potrzebnym co policja, straż pożarna, wojsko, SOP czy kierowcy tirów, zwolnieni z kwarantanny.

Czytaj też: „Płacimy najwyższą cenę”. Włoscy lekarze na wojnie z pandemią

Polscy lekarze dla Polaków?

Na to samo liczy Natalia Gajlewicz i jej koledzy. Słyszała już w Szczecinie, że „Polacy mają leczyć Polaków, a nie Niemców”. Zżyma się, kiedy to słyszy – pacjent to pacjent. Studia kończyła akurat w Niemczech, więc argumenty o podatkach idących w ojczyźnie na jej wykształcenie jej nie dotyczą. Zresztą w Pasewalku miewała i polskich pacjentów.

Natalia i jej koledzy chcieliby tak jak inni szczecinianie pracować i widywać rodzinę. W Pasewalku nie było jeszcze przypadku zakażenia. Tereny przygraniczne są słabo zaludnione. Mało tu dużych miast, komunikacja jest słabo rozwinięta. – W zasadzie – mówi Natalia – to mieszkańcy Pasewalku mogliby się obawiać, że wirus przyjdzie do nich ze Szczecina, a nie odwrotnie.

Nikt nie wie, co dalej ani jak długo granice będą zamknięte. Nawet jeśli polscy lekarze nie złamią się i nie wrócą do rodzin, polskie władze mogą ich skierować do pracy w dowolne miejsce.

Czytaj też: Strategiczne zapasy i finansowy „pocisk”. UE walczy z pandemią

Szybka ścieżka dla niemieckich absolwentów

Nic dziwnego, że przygraniczne landy chcą się teraz zabezpieczyć. Potrzebują lekarzy. Wirus umożliwił to, czego od miesięcy nie dało się załatwić – dopuścić do zawodu niemieckich absolwentów medycyny w Szczecinie. Na ogół nie znają polskiego, nie mogli zdać tu egzaminu z prawa ani odbyć stażu. Rządy Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Brandenburgii ekspresowo ustaliły nowe zasady. Na ich mocy absolwenci będą dopuszczeni do zawodu. W krótkim czasie w landach pojawi się kilkudziesięciu nowych niemieckich lekarzy ze Szczecina.

Natalia w czwartek pojechała do Polski, Renata wciąż jest w Niemczech. Obie mają nadzieję, że wkrótce wrócą do tego, co potrafią najlepiej: leczenia. Po obu stronach granicy.

Lekarz z Bydgoszczy: W walce z wirusem służymy za mięso armatnie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną