Białoruś jako jedyna spośród byłych republik radzieckich mimo pandemii koronawirusa nie odwołała parady z okazji Dnia Zwycięstwa. 9 maja Aleksander Łukaszenka organizuje w Mińsku fetę dla co najmniej 10 tys. widzów. Zignorował rekomendacje Światowej Organizacji Zdrowia, błagalne petycje obywateli i apele ekspertów.
Czytaj też: Koronawirus SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity
Białoruś zaprasza na paradę
Według danych tamtejszego resortu zdrowia liczba zakażonych w kraju ciągle wzrasta. 7 maja w ciągu doby zarejestrowano 913 nowych przypadków, a ogólna liczba zainfekowanych wynosi już ok. 20 tys. Pod koniec marca Łukaszenka twierdził, że w prawosławne święta wielkanocne Białoruś szczyt zachorowań będzie miała za sobą. Zdaniem ekspertów najgorsze dopiero przed nią, ale prezydent się tym nie przejął. Nie pomogły apele WHO, zaniepokojonej tą masową imprezą, ani nawet groźby Brukseli, zapowiadającej cofnięcie pomocy finansowej – 60 mln euro – na walkę z wirusem.
3 maja Łukaszenka oświadczył: „Nie możemy odwołać tej parady. Po prostu nie. Długo o tym myślałem. Sprawa budzi emocje i jest głęboko ideologiczna. Ci ludzie umierali być może także przez wirusy i inne choroby, ale o tym nie myśleli. Umierali dla nas. Pomyślcie, co powie świat. Może nie od razu, ale za dzień czy dwa uzna, że się wystraszyliśmy”.
Podobnie uważa resort obrony narodowej, przekonujący poza tym, że parada to element ćwiczeń niezbędny do prawidłowego funkcjonowania wojska. Minister Wiktor Chrienin w odpowiedzi na internetowy apel o odwołanie uroczystości zapewnił, że władze mają pełną kontrolę nad sytuacją epidemiczną.