Dwa tygodnie temu z pałacu Moncloa, siedziby premiera, popłynął komunikat w sprawie wychodzenia z izolacji i odmrażania gospodarki. Hiszpania nie będzie działać według sztywnego kalendarza – mówił Pedro Sánchez w telewizyjnym przekazie do narodu. Decyzje będą podejmowane tydzień po tygodniu i region po regionie. Pandemia uderzyła nierównomiernie, tłumaczył, więc nieodpowiedzialnie byłoby wprowadzać identyczne regulacje dla wszystkich 17 prowincji. Jednocześnie zapraszał do współpracy przedstawicieli władz każdej z nich.
Hiszpańska koalicja obrywa z każdej strony
Już wtedy spoza stolicy dochodziły głosy sprzeciwu i pomruki niezadowolenia. Katalonia nie chce słyszeć o jakimkolwiek przyspieszonym powrocie do normalności, dopóki pandemia nie zostanie opanowana w całym kraju. Z kolei politycy skrajnie prawicowej partii VOX, nieśmiało jeszcze wspierani przez postfrankistowską Partię Ludową, oskarżali Sáncheza o działanie na szkodę gospodarki i próbę przykrycia błędów z początku walki z wirusem. Lewicowa koalicja PSOE-Unidas Podemos oberwała ze wszystkich stron.
Premiera długo zdawało się to nie ruszać i odmrażał kraj kawałek po kawałku. Najpierw ogłosił plan tzw. fazy zero – wolno ćwiczyć w miejscach publicznych i biegać po parkach, a niepełnoletnim wyjść z domu (wciąż pod opieką co najmniej jednego rodzica). By wykonać krok dalej, wirus powinien jeszcze zwolnić. Dla prawie jednej trzeciej Hiszpanów moment ten wciąż nie nadszedł.