Choć w odróżnieniu od Nowej Zelandii Australia nie ogłosiła pełnego zwycięstwa nad koronawirusem, to już mozolnie przygotowywała się do społeczno-ekonomicznego restartu. Liczono straty spowodowane lockdownem z wiosny. Według danych rezerwy federalnej tylko w kwietniu i maju pracę straciło 227 tys. osób. Kryzys najmocniej dotknął kobiety i najmłodszych. W grupie wiekowej 15–24 bezrobocie osiągnęło aż 16,1 proc.
Rząd Scotta Morrisona przygotował szereg programów osłonowych, ale sam premier przyznał w połowie czerwca, że nie każdy zostanie uratowany, bo Australii na to nie stać. Dlatego wsparcie federalne jest kierowane raczej punktowo, z naciskiem na branże, które przez pandemię zachwiały się w posadach. Jedną z nich jest sektor uczelni wyższych, bardziej niż w innych krajach zależny od zagranicznych studentów i współpracy międzynarodowej. Sporo uczelni już zredukowało personel, w niektórych przypadkach pozbawiając posad nawet 200–300 osób. Morrison chce im wprawdzie pomóc, znosząc większość restrykcji dotyczących wiz studenckich i pobytu w kraju zapisanych na studia obcokrajowców. Na wsparcie uczelni przeznaczył też 18 mld dol. (ok. 48 mld zł). Mimo to przyszłość sektora maluje się czarno – zwłaszcza że restrykcje mogą zaraz wrócić.
Czytaj też: Nie ma drugiej fali pandemii
Australia wprowadza drakońskie restrykcje
Już bowiem wróciła intensywność pandemii, którą obserwowano tu wiosną. W połowie lipca dzienny przyrost zachorowań regularnie przekraczał 400 osób, tak jak na przełomie marca i kwietnia.