SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: W swoich książkach kształtujesz nasze pojęcie o protestach społecznych i trendach w rozwoju demokracji na świecie. Chciałbym zapytać, jak to w ogóle możliwe, że dziś na Białorusi opozycja się zjednoczyła, co nie udaje się prawie żadnej opozycji w krajach z dłuższą tradycją demokratyczną, a dziesiątki tysięcy ludzi wychodzą na ulice nawet w małych miastach, nie mówiąc o samym Mińsku.
TIMOTHY SNYDER: Poza teoretyzowaniem sam uczestniczę w protestach w moim kraju i w innych. I powiem ci, że protestowanie jest ważniejsze od myślenia. Jest kilka bardzo podstawowych spraw, jak wolne wybory, i one tak naprawdę nie wymagają wielkiego namysłu. Druga rzecz, bardzo ważna, to, że jesteś teraz w Mińsku, bo jest tam bardzo mało ludzi, którzy na użytek Zachodu mogliby skomentować, co się tam dzieje. Ciekaw jestem więc, co ty masz do powiedzenia, bo ja mogę komentować jedynie z daleka. Ze swej strony wymieniłbym najbardziej oczywiste czynniki. Pierwszy to moment w historii: Białoruś stała się niepodległym krajem blisko 30 lat temu. Patrzymy zatem na pokolenie, które całe życie przeżyło w tym państwie, nie może czuć nostalgii za Związkiem Radzieckim, a jednocześnie ma pełne prawo pytać, jaka przyszłość je czeka. Patrzymy na ludzi, którzy dosłownie całe życie, może z wyjątkiem wczesnego dzieciństwa, nie mieli innego przywódcy niż Łukaszenka. To jakoś naturalne, że w którymś momencie ludzie powiedzą: dość!
Co jeszcze?
Drugi ważny czynnik to gospodarka. Zawsze działała wcale nieźle za sprawą preferencyjnego traktowania ze strony Rosji, które dziś jest dużo bardziej chwiejne niż kiedyś.