Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Białorusini się nie poddają. Zbiera się masa krytyczna?

Protesty w Mińsku w czwartkowy wieczór Protesty w Mińsku w czwartkowy wieczór Nataliya Fedosenko / TASS / Forum
Choć milicja i OMON reagują brutalnie – biciem, strzelaniem gumowymi kulami do ludzi, aresztami – protesty na Białorusi trwają. Strajk rozpoczęły duże zakłady pracy.

Demonstracje i strajki trwają nie tylko w Mińsku i Grodnie, ale także w innych, mniejszych miastach, które dotychczas żadnego protestu nie oglądały, a ludzie bali się wymówić takie słowo, jeśli w ogóle je znali.

Adam Michnik: Wszyscy patrzymy teraz na Białoruś

Milicja nie znajduje odpowiedzi

Ludzie okazują wiele inwencji, o jaką ich nie podejrzewałam (za co przepraszam). Na ulice wychodzą kobiety ubrane na biało, z kwiatami, pokojowe na 100 proc. Trudno je zaatakować. Bić? Strzelać? Wyłapywać i wciskać do kibitek? A one piszą na transparentach: „Sasza, przestaniemy cię kochać, jeśli będziesz nas bić”. Milicja nie znajduje odpowiedzi.

Skoro nie można zebrać się na żadnym z placów stolicy, zorganizować wiecu, ludzie urządzają spacery czy raczej marsze w różnych częściach miasta. Kierowcy blokują milicjantów, trąbią – jak kiedyś w Belgradzie, jak w Kijowie – wyrażając solidarność z tymi, którzy się zbierają. Widać, że Białorusini odrobili lekcję, w szybkim tempie nauczyli się, co to znaczy protestować. Tak przeciągających się protestów chyba nigdy w kraju nie było. Zwykle kończyło się na pierwszym starciu, potem wszyscy rozchodzili się pospiesznie. Jeśli w ogóle wyszli zaprotestować.

Nigdy nie było też tylu zatrzymanych, sądzonych, uwięzionych. Władze mówią o 7 tys., może żeby zastraszyć społeczeństwo, bo liczba jest piorunująca. Ale ludzie już się nie boją, nie wracają do domów, nie zasłaniają okien, jak to było dotychczas.

Czytaj też: Łukaszenka gra ropą

Ktoś musi budować strategię

Dziś opozycja nie czuje się samotna i wyobcowana jak jeszcze niedawno.

Reklama