Félix Tshisekedi, prezydent Konga, dostał niedawno list z Brukseli. Jego nadawca, król Belgów Filip, wyraża w nim ubolewanie z powodu okrucieństw, jakie Afryce przyniósł kolonializm. Przyznaje, że rany jeszcze się nie zagoiły, i obiecuje debatę „w prawdzie i spokoju”.
Królewski list z Brukseli był w drodze 60 lat – Kongo uzyskało niezależność od Belgii 30 czerwca 1960 r. Żaden inny monarcha przed Filipem nie odniósł się jednak w tak bezpośredniej formie do kolonialnej przeszłości kraju. A historia związku Belgii z Kongiem liczy prawie 80 lat, przy czym przez pierwsze 30 ten afrykański kraj był prywatną własnością króla Leopolda II.
Dziś zamaskowani audytorzy belgijskiej historii zrzucają jego popiersia z cokołów, malują mu ręce na pomnikach czerwoną farbą i być może dlatego Filip nie wymienił w liście imienia prapradziadka.
Polityka
35.2020
(3276) z dnia 25.08.2020;
Świat;
s. 53
Oryginalny tytuł tekstu: "Rozświetlanie ciemności"