Podróż pod specjalnym nadzorem
Historia jednej podróży. Czeski skandal dyplomatyczny
Najpopularniejsze słowo w tajwańskich mediach brzmi teraz tak, że mieszkańcy wyspy nie są go w stanie wymówić. „Vystrczil” – to nazwisko marszałka czeskiego senatu, który dzięki jednej podróży dyplomatycznej przypomniał swoim rodakom i światu, co to znaczy kraj Václava Havla.
Milosz Vystrczil na Tajwan poleciał na początku września wbrew własnemu rządowi, premierowi, prezydentowi i sporej części opinii publicznej. Spędził tam sześć dni. Podróżowało z nim kilkudziesięciu czeskich polityków i biznesmenów. W efekcie wywołał skandal dyplomatyczny o rozmiarach znacznie przekraczających polityczną wagę Czech i Tajwanu razem wziętych. Jeszcze nie wrócił, a jego nazwisko powtarzali czołowi politycy światowych potęg, od Pekinu po Waszyngton i Berlin, a za nimi globalne media.
Poszło o to, że Vystrczil odważył się właściwie na własną rękę zagrać na nosie Pekinowi. Tamtejsi komuniści traktują demokratyczną Republikę Chińską (oficjalna nazwa Tajwanu) jako część własnego terytorium. Na skutek presji Pekinu od początku lat 70. trwa proces izolacji wyspiarskiej republiki – w tej chwili oficjalnie uznaje ją tylko kilka krajów na całym globie, przy czym najważniejszym z nich jest Watykan. Reszta, w tym wielkie mocarstwa, przyjęły do wiadomości wersję chińską.
Ostatnio Pekin – konsekwentnie budując własną potęgę – stopniuje presję na wyspę. Jego przedstawiciele niedawno grozili nawet Tajwanowi militarną inwazją. Wynik ewentualnego starcia jest oczywisty: Tajwan zamieszkuje 23 mln ludzi, a sama wyspa, oddalona o 160 km od Chin, jest o połowę mniejsza od Republiki Czeskiej. Chińczykom jednak nikt otwarcie nie stawiał silniejszego oporu, bo świat już uznał, że kraj ten kroczy wprost do globalnej dominacji. Prawdopodobnie stąd szok, a potem wściekłość, jaką wywołał gest polityka z niedużego, europejskiego kraju.