Jedenastoosiowe podwozie monstrum, a na nim pocisk – według wzrokowej oceny długości przynajmniej 25 m i średnicy 2,5 m. Zdaniem ekspertów analizujących obrazy z telewizji to Hwasong-16, najnowsze dzieło północnokoreańskich inżynierów, pocisk o niemal globalnym zasięgu. Na oko ważący ponad 100 ton, prawdopodobnie potrzebujący płynnego paliwa, a więc mimo podwozia mobilny tylko z nazwy (tankowanie takiego kolosa zabiera czas i jest łatwe do wykrycia z kosmosu), wożony raczej wyłącznie na pokaz, bo gdzie czymś takim wjechać w górzystym kraju? Eksperci spekulują, czy olbrzymia pokrywa głowicy nie kryje tak naprawdę wielu tzw. MIRV-ów, czyli indywidualnie naprowadzanych ładunków zwiększających liczbę celów dla jednego pocisku lub mylących systemy antyrakietowe.
Ale dla Kima najwyraźniej rozmiar ma podstawowe znaczenie, dlatego Korea Północna pokazała światu największy kołowy wózek do rakiet. Operacyjnego sensu może to nie miało, bardziej doświadczeni Rosjanie dawno poprzestali na podwoziach ośmioosiowych i mają na nich mniejsze rakiety na paliwo stałe. Co oznacza, że podjeżdżają na stanowisko ogniowe, stawiają pocisk do pionu, odpalają i natychmiast odjeżdżają w las.
Czytaj też: Kim Jo Dzong. Gorsza od brata?
Gigant wymierzony w Trumpa
To nic, że pocisk Kima może nie mieć sensu – i tak wykonał swoje zadanie. Prawie wszystkie amerykańskie media podchwyciły obrazki z nocnej parady i pytają, co się stało z planem Donalda Trumpa, by ograniczyć albo zniszczyć północnokoreański potencjał rakietowo-nuklearny? Na niecały miesiąc przed wyborami takie pytania są bardzo niewygodne, a takie obrazki trafiają celniej niż same rakiety.