Skoro duża część Europy staje się ponownie mozaiką czerwonych stref, mniejszych i większych lockdownów, obszarów z zakazami zgromadzeń i godzinami policyjnymi, to znów, jak wiosną, zaczniemy inaczej funkcjonować w miastach. Bo covidowe restrykcje będą doświadczeniem przede wszystkim mieszczuchów – stanowiących 75 proc. mieszkańców Unii Europejskiej.
Tym samym koronawirus na nowo zweryfikuje jakość życia i funkcjonowania w przestrzeni miejskiej, jak każda niedogodność ekspresowo uwypuklając nierówności, m.in. w sposobie przemieszczania się. W dobie ograniczeń pod górkę mają zwłaszcza ci, którzy dotąd korzystali z transportu publicznego – teraz jazda nim obarczona jest pewnym ryzykiem. Bardziej zamożni i zmotoryzowani zdają się uprzywilejowani. W najtrudniejszej sytuacji pozostają ci, którzy nie mają dostępu do samochodów, także oferowanych w wypożyczalniach, nie mówiąc np. o taksówkach. Bo ich nie stać albo nie mają prawa jazdy.
Czytaj także: Połowa Polaków nie ma jak dojechać do miasta bez samochodu
Tysiąc miast pod lupą
Dostępności miast dla pieszych przyjrzał się nowojorski Institute for Transportation and Development Policy (ITDP jest pozarządową organizacją non profit, promującą inne środki transportu niż samochody). Ocenił ponad tysiąc miast z całego świata, ale na razie ujawnia jedynie rozszerzone podium, na którym znalazły się Paryż, Londyn, Hongkong i Bogota.