Pod koniec września Szilárd Nagy przegrał przedterminowe wybory na burmistrza Kengyel, trzyipółtysięcznej wioski w środkowowschodnich Węgrzech. I nigdy wcześniej nie czuł takiej ulgi. – Mam ogromny żal do siebie, że w ogóle wszedłem do polityki – mówi. – Wcześniej odnosiłem sukcesy jako radiowiec. I powinienem był przy tym zostać.
41-letni Nagy rządził Kengyel w latach 2010–19 z rekomendacji Fideszu, partii Viktora Orbána, uzyskując w wyborach w 2014 r. prawie 94-procentowe poparcie. Jednak nawet duża popularność nie osłodziła mu problemów. Rok temu został odwołany przez Radę Gminy Kengyel po tym, jak Sąd Rejonowy w Szolnoku skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za defraudację 10 mln forintów (ok. 125 tys. zł) ze środków publicznych. Część miał przeznaczyć na pokrycie swoich długów.
Nie ucieka od odpowiedzialności. Od początku współpracował z prokuraturą. Także dzięki temu sąd zgodził się na warunkowe zawieszenie wykonania kary. Ale chce, aby podkreślić, że działał pod presją posła Fideszu. Zgodził się opowiedzieć w szczegółach, jak według niego na Węgrzech wyglądają zabiegi o fundusze unijne, ustawianie przetargów i zwykła korupcja.
Zabierz kąpielówki
Nagy twierdzi, że nieformalną kontrolę nad komitatem (odpowiednik województwa) Jász-Nagykun-Szolnok, w którym mieści się jego wioska, sprawuje István Boldog, mechanik z wykształcenia, były burmistrz jednej z sąsiednich wiosek i od 2010 r. poseł Fideszu do parlamentu. Spotkali się dwa razy w listopadzie 2016 r.
– Razem z innymi burmistrzami zostałem zaproszony do jego biura w Kétpó – wspomina Nagy. – Wchodziliśmy jeden po drugim, co pół godziny. Przed wejściem poproszono nas o wyłączenie i zostawienie telefonów.