„Kropla drąży skałę?” – pytał w tytule jednej ze swych książek Władysław Bartoszewski. Gdy osiem lat temu, w czasie polsko-niemieckich konsultacji rządowych, Bartoszewski upomniał się o budowę w Berlinie pomnika polskich ofiar drugiej wojny światowej, nie doczekał się jednak konkretnej odpowiedzi.
Sprawa odżyła po tym, jak w 2017 r. z podobnym wezwaniem zwróciło się do Bundestagu kilkadziesiąt osobistości niemieckiego życia publicznego. Kolejny apel – sprzed roku – wyszedł już od samych parlamentarzystów. Podpisało się pod nim 264 deputowanych z kilku frakcji. Kropla skutecznie wydrążyła skałę. W najbliższy piątek, 30 października Bundestag ma wreszcie debatować o ustanowieniu „miejsca pamięci i spotkań”, które przypomni o niemieckiej okupacji Polski.
W ubiegłym tygodniu udało nam się wydobyć wstępny projekt uchwały. Mowa w nim o tym, że Bundestag wzywa rząd federalny do utworzenia „w prominentnym miejscu w Berlinie” upamiętnienia, które będzie „poświęcone polskim ofiarom II wojny światowej i narodowosocjalistycznej okupacji Polski”. Projekt jest anonsowany jako wspólny wniosek CDU/CSU, SPD, FDP i Zielonych.
Gdy zabrakło Bartoszewskiego, przedstawiciela polskiego pokolenia Kolumbów, pałeczkę przejęli więc inni. Wśród nich młodszy o 60 lat Manuel Sarrazin, polityk niemieckich Zielonych. To on był jednym z inicjatorów ubiegłorocznego apelu. I to on w ostatnich miesiącach trzymał rękę na pulsie.
Życzliwy
Dzwoni dokładnie o umówionej godzinie. Niemiecka punktualność. – Witam pana – rozmowę zaczyna po polsku. Nie ma polskich korzeni. Jest też zbyt młody, by pamiętać początki polsko-niemieckiego pojednania. A jednak to właśnie ten 38-latek jest dziś jednym z najlepiej zorientowanych w polskich sprawach polityków niemieckich.