Oglądając niedawne telewizyjne relacje z Białego Domu, można było zauważyć, jak zmieniła się żona Donalda Trumpa Melania. Towarzysząc prezydentowi, ukazywała przedtem światu na ogół kamienną, z pozoru obojętną twarz, jakby spiętą rygorami oficjalnej etykiety. Po przegranych przez męża wyborach pierwsza dama wygląda na kogoś, kto promienieje ze szczęścia – jest rozluźniona i uśmiechnięta. Trudno o większy kontrast z pochmurnym Trumpem, wygłaszającym tyrady o tym, jak „ukradziono” mu zwycięstwo, i atakującym wszystkich, którzy ośmielają się to kwestionować.
Kiedy prezydent nie zaprzestaje groteskowych prób odwrócenia wyniku wyborów, jego żona pakuje walizki, przygotowując się do przeprowadzki. Jak powiedział telewizji CNN anonimowy informator z East Wing, czyli wschodniej, prywatnej części prezydenckiej rezydencji, „Melania chce już wracać do domu”. Nie jest do końca jasne, co dokładnie First Lady uważa za dom, tzn. czy planuje powrót do apartamentu w Trump Tower w Nowym Jorku, czy do posiadłości Trumpa w Mar-a-Lago na Florydzie, ale na pewno z utęsknieniem oczekuje chwili, kiedy opuści Biały Dom. Podobno przeraziła ją zapowiedź Donalda, że może ubiegać się o prezydenturę za cztery lata, co oznaczałoby perspektywę ponownego zamieszkania na 1600 Pennsylvania Avenue.
Czytaj też: Samotna podróż Melanii Trump do Afryki
Melania ściąga od Michele
Wszystko wskazuje na to, że żona prezydenta nie czuła się tam jak szczęśliwa królowa z bajki opowiadanej dzieciom w filmowym „Kazachstanie”, komedii Sachy Barona Cohena o Boracie.