Zaraz po wygranych wyborach Joe Biden deklarował, że w jego gabinecie znajdzie się rekordowa liczba kobiet i będzie on zróżnicowany „tak jak Ameryka”. W końcu prezydent elekt zawdzięcza zwycięstwo przede wszystkim kobietom i Afroamerykanom. Pierwsze nominacje nie potwierdziły jednak tych obietnic. Na trzy kluczowe stanowiska Biden mianował białych mężczyzn, dawnych współpracowników.
Szefem prezydenckiej kancelarii będzie Ron Klain, który pełnił tę rolę u wiceprezydenta Bidena. Sekretarzem stanu ma zostać 58-letni Tony Blinken, zastępca szefa dyplomacji u Baracka Obamy, wcześniej doradzający Bidenowi w senackiej komisji spraw zagranicznych, a doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan, były podwładny Obamy i Hillary Clinton. Zatrzymajmy się przy dwóch ostatnich postaciach.
Europejczyk i Wunderkind
Cały życiorys Blinkena, zawodowy i osobisty, wskazuje, że Departamentem Stanu pokieruje zwolennik sojuszu z Europą. Pochodzi z rodziny dyplomatów żydowskiego pochodzenia silnie związanych ze Starym Kontynentem: ojciec, Donald Blinken, był ambasadorem USA na Węgrzech, wuj Alan – ambasadorem w Belgii.
Odbierając nominację, Blinken opowiedział poruszającą historię ojczyma Samuela Pisara, rodem z Białegostoku, więźnia Majdanka, Auschwitz i Dachau, z którego to obozu wyzwoliły go wojska amerykańskie. „God bless America” – miał pozdrowić czarnoskórego czołgistę. Po wojnie Pisar został prominentnym prawnikiem, był doradcą prezydenta J.F. Kennedy’ego i francuskich prezydentów.
Kilkuletni Tony wraz z matką przeniósł się do Paryża, gdzie przyszły szef amerykańskiej dyplomacji uczył się w elitarnych szkołach i zrobił baccalaureat – znaną z wysokich wymagań francuską maturę.