Rosyjski opozycjonista wrócił do Moskwy z Berlina, gdzie dochodził do siebie po próbie otrucia go substancją z grupy nowiczoków. Został zatrzymany już na płycie lotniska Szeremietiewo i przewieziony do odległego od centrum komisariatu przy Prospekcie Mira 23A. Adwokaci skarżyli się, że nie są dopuszczani do klienta. Dzień później Nawalnego wyprowadzono rzekomo na spotkanie z nimi, a w praktyce postawiono go od razu przed sędziami.
Nawalny słuchał wyroku, a pod komisariatem – mimo lokalizacji, siarczystego mrozu i groźby zatrzymań – zebrało się blisko 200 osób. Skandowano: „Otpuskaj” (wypuść), „Swobodu” (wolności) czy „Nie zabudiem, nie prostim” (nie zapomnimy i nie przebaczymy). Na Chimki przetransportowano oddziały OMON i aresztowano – według danych rosyjskiego watchdoga OVD-Info – 70 osób, w tym aktywistów i dziennikarzy.
Czytaj też: Co przydarzyło się Nawalnemu?
Putin gra na czas
Nawalny i jego obrońcy spodziewali się trzech i pół roku więzienia jeszcze na poczet słynnej sprawy Yves Rocher sprzed siedmiu lat, ale zasądzono 30-dniowy areszt. W uzasadnieniu – jak zwracają uwagę adwokaci – nie znalazło się żadne odniesienie do prawa. Ljubow Sobol, członkini sztabu opozycjonisty, podkreśla ponadto, że „30 dni to w zasadzie areszt przedprocesowy”. Jak donosi Mediazona, sąd dopiero 2 lutego zdecyduje, czy Nawalny naruszył warunki zawieszenia wyroku z 2014 r.
Decyzja o zatrzymaniu Nawalnego na kolejny miesiąc pozwala władzom Rosji grać na czas.