Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Putin gra na czas, Nawalny walczy o demokrację

Aleksiej Nawalny wyprowadzany z aresztu w Chimkach Aleksiej Nawalny wyprowadzany z aresztu w Chimkach Alexander Nemenov / AFP / EAST NEWS
Sąd zarządził dla Aleksieja Nawalnego 30 dni aresztu zamiast spodziewanych nawet czterech lat więzienia. Taki wyrok wstrzymała jednak – na chwilę – krytyka Zachodu.

Rosyjski opozycjonista wrócił do Moskwy z Berlina, gdzie dochodził do siebie po próbie otrucia go substancją z grupy nowiczoków. Został zatrzymany już na płycie lotniska Szeremietiewo i przewieziony do odległego od centrum komisariatu przy Prospekcie Mira 23A. Adwokaci skarżyli się, że nie są dopuszczani do klienta. Dzień później Nawalnego wyprowadzono rzekomo na spotkanie z nimi, a w praktyce postawiono go od razu przed sędziami.

Nawalny słuchał wyroku, a pod komisariatem – mimo lokalizacji, siarczystego mrozu i groźby zatrzymań – zebrało się blisko 200 osób. Skandowano: „Otpuskaj” (wypuść), „Swobodu” (wolności) czy „Nie zabudiem, nie prostim” (nie zapomnimy i nie przebaczymy). Na Chimki przetransportowano oddziały OMON i aresztowano – według danych rosyjskiego watchdoga OVD-Info – 70 osób, w tym aktywistów i dziennikarzy.

Czytaj też: Co przydarzyło się Nawalnemu?

Putin gra na czas

Nawalny i jego obrońcy spodziewali się trzech i pół roku więzienia jeszcze na poczet słynnej sprawy Yves Rocher sprzed siedmiu lat, ale zasądzono 30-dniowy areszt. W uzasadnieniu – jak zwracają uwagę adwokaci – nie znalazło się żadne odniesienie do prawa. Ljubow Sobol, członkini sztabu opozycjonisty, podkreśla ponadto, że „30 dni to w zasadzie areszt przedprocesowy”. Jak donosi Mediazona, sąd dopiero 2 lutego zdecyduje, czy Nawalny naruszył warunki zawieszenia wyroku z 2014 r.

Decyzja o zatrzymaniu Nawalnego na kolejny miesiąc pozwala władzom Rosji grać na czas. Z jednej strony sondują reakcję międzynarodową, która okazała się jednoznaczna i szybka. Z drugiej nie mogą dopuścić do masowych protestów, planowanych już na sobotę 23 stycznia. Materiał Nawalnego na YouTubie z wezwaniem „Nie bojties’!” w pierwszych godzinach obejrzało ponad 2,5 mln osób. „Nie bójcie się wychodzić na ulice – mówi. – »Ten w bunkrze« [Putin] tego boi się najbardziej. Wychodźcie nie dla mnie, ale dla siebie i swojej przyszłości!”.

Czytaj też: Wielka inwigilacja w Rosji

Uwolnić Nawalnego!

Zarazem narasta presja międzynarodowa. Dziesięć państw od razu zażądało od Kremla uwolnienia opozycjonisty. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zatrzymanie Nawalnego uznał za „niedopuszczalne”. Dołączyli do niego przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, szef unijnej dyplomacji Josep Borrell, minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas, jego brytyjski odpowiednik Dominic Raab, sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, francuskie MSZ. W imieniu Angeli Merkel wypowiedział się jej rzecznik: „Kanclerz potępia arbitralną, naruszającą zasady rządów prawa decyzję o areszcie Nawalnego i wzywa Rosję do natychmiastowego zwolnienia go”.

Państwa bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia – wykazały się największym refleksem. Tuż po zatrzymaniu opozycjonisty opublikowały wspólne oświadczenie wzywające do „wprowadzenia restrykcyjnych środków” wobec Moskwy. Premier Czech Andriej Babić komentował: „Areszt wzmacnia narastające od lat poczucie, że Rosja oddala się od państw demokratycznych. (...) Będziemy się zastanawiać, jak odpowiedzieć na poziomie UE”. Prezydentka Słowacji Zuzana Čaputová dodała: „Zatrzymanie Nawalnego nie złamie tych Rosjan, którzy wierzą w wolność. Opozycjoniści muszą mieć dostęp do uczciwej i otwartej dyskusji, nie wolno więzić ich za poglądy”.

Na reakcję polskich władz trzeba było zaczekać. Najpierw wypowiedział się wiceminister spaw zagranicznych Marcin Przydacz, potem dołączyli premier, prezydent i szef dyplomacji Zbigniew Rau, i to od razu w trzech językach. Zabieg okazał się skuteczny, tweet po rosyjsku poszedł w świat. Przykrył też mało klarowną wypowiedź Andrzeja Dudy, który stwierdził, że „postępowanie władz rosyjskich wobec Aleksieja Nawalnego nie może nie mieć konsekwencji dla relacji społeczności międzynarodowej z tym krajem”. Natomiast Mateusz Morawiecki podkreślał, że „poszanowanie praw obywatelskich stanowi podstawy demokracji”, wzywał też do „jednoznacznej reakcji na poziomie UE”. Dzisiaj po południu odbędzie się debata w Parlamencie Europejskim i zostanie przyjęta rezolucja w tej sprawie. Stanowisko muszą też uzgodnić Rada Europejska i Komisja. I tylko Viktor Orbán wymownie milczy.

Czytaj też: Reżim Putina dusi Ukraińców i Rosjan

Biden Kremlowi odpuścić nie może

Kluczowa okaże się postawa USA, bo to Waszyngton jest w stanie nadać kierunek działaniom wobec Rosji. Bardzo szybko zabrali głos przedstawiciele administracji Donalda Trumpa i ekipy Joego Bidena. Mike Pompeo, sekretarz stanu w gabinecie ustępującego prezydenta, powiedział: „Z niepokojem obserwowaliśmy zatrzymanie, a wcześniej próby uciszenia Nawalnego, (...) niezależnego krytyka rosyjskich władz”. Jake Sullivan, który w nowym gabinecie ma pełnić funkcję doradcy ds. bezpieczeństwa, wypowiedział się stanowczo: „Nawalnego należy natychmiast zwolnić, a sprawców ataku na jego życie pociągnąć do odpowiedzialności”. Biden dużo mówił o „obronie demokracji przed autorytaryzmami”, sprawa Nawalnego będzie więc testem.

Do zwolnienia „więźnia sumienia” wzywają najważniejsze organizacje: Amnesty International, Human Rights Watch, Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, Wysoki Komisarz OZN ds. Praw Człowieka. Solidarność okazują politycy: Swietłana Cichanouska, Donald Tusk, Bernie Sanders. Presję wzmacniają media, które domagają się od swoich rządów radykalnej odpowiedzi. „Guardian” podpowiada, że „taka odwaga wymaga poparcia”, a niemiecki „Tageszeitung” krytykuje Unię za „starą śpiewkę”: „UE powinna zabrać się za oligarchów, bogatych kumpli Putina, którzy wypoczywają na jachtach w europejskich portach śródziemnomorskich i pakują pieniądze w europejskie nieruchomości”.

Czytaj też: Jak polski szpieg trafił do łagru

Kreml chce przeczekać

Reakcje te z uwagą śledzi Kreml, a krytyka Zachodu wbrew pozorom nie spływa po nim jak po kaczce. Gdyby tak było, Nawalny od razu zostałby skierowany do kolonii karnej. Władze stosują raczej znaną taktykę: „neguj, deprecjonuj, odwracaj uwagę”.

Gdy setki tysięcy osób śledziło w sieci podróż Nawalnego do Moskwy, lądowanie i zatrzymanie, zgodnie z przewidywaniami Kreml nie zauważał, że wszystkie światowe media piszą tylko o tym – jak zwykł go nazywać Władimir Putin – „berlińskim pacjencie” i „szerzej nieznanym rosyjskim blogerze”. Dziennikarze Podjomu, kanału na Telegramie, poprosili o komentarz rzecznika władz Dmitrija Pieskowa. Odparł: „Zatrzymali go w Niemczech? Bo nie jestem w temacie!”.

Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa sugerowała z kolei, żeby Zachód „przestrzegał prawa międzynarodowego, nie wkraczał do legislacji suwerennego państwa i zajął się własnymi problemami”. W domyśle chodziło o Amerykanów, którzy powinni teraz sprzątać po Trumpie i szturmie na Kapitol. „Ameryka upada, a cywilizacja zachodnia przeżywa kryzys”, ocenił szef rosyjskiej dyplomacji w czasie dorocznej konferencji z dziennikarzami rosyjskimi i korespondentami zagranicznymi. „Widzimy, jak został wykorzystany news o powrocie Nawalnego do Rosji – mówił Siergiej Ławrow. – Zachodni politycy próbują odciągać uwagę od głębokiego kryzysu swojego modelu liberalnego rozwoju”.

W samym kraju Kreml od dawna odwraca uwagę od Nawalnego, kreując go na „produkt służb amerykańskich i niemieckich”, usiłujących „rozsadzić Rosję od środka”. Kreml podkreśla, że strona niemiecka nie chce współpracować i przekazać dokumentacji ze sprawy opozycjonisty. Nie wspomina, że Berlin przekazał protokoły z zeznań, ale władze Rosji nie są żadnym śledztwem zainteresowane.

Będzie „efekt Nawalnego”?

Wszystkich zastanawia, dlaczego Nawalny zdecydował się wrócić do kraju. Kreml chciał go zmusić do pozostania za granicą, gdzie mógłby do woli krytykować władze Rosji, tak jak to robią Michaił Chodorkowski czy Garry Kasparow. Tyle że Nawalny chce oddziaływać na rosyjskie społeczeństwo, a nie zostać celebrytą na emigracji. Kreml nie może o nim powiedzieć, że „zdradził sprawę i swoich ludzi”.

Reżim boi się tymczasem „efektu Nawalnego”, który szykował się wszak do jesiennej kampanii wyborczej – Kreml chciał go zneutralizować, uniemożliwić mu start teraz, a w dalszej perspektywie także w wyborach prezydenckich w 2024 r. Jeśli na początku lutego sąd zamieni sankcje na więzienie, Nawalny spędzi trzy i pół roku w kolonii karnej.

„Efekt Nawalnego” dla władz może się okazać znacznie groźniejszy. Zwraca na to uwagę m.in. Konstantin Remczukow, redaktor naczelny „Niezawisimoj Gaziety”. Jego zdaniem Moskwa działa nerwowo, bo boi się rozwoju sytuacji. Fundacja Walki z Korupcją dociera w końcu do mieszkańców dużych miast, elit, ale też do regionów, gdzie coraz odważniej stosuje się formułę „inteligentnego głosowania”. To dlatego Kreml tak radykalnie zareagował, gdy Siergiej Furgał w Kraju Chabarowskim odsunął go od władzy. Mieszkańcy tego dalekowschodniego regionu wciąż protestują i też popierają Nawalnego.

Władza boi się efektu domina. „Widać pęknięcie wewnątrz elity. Jej przedstawiciele dowiadują się przecież, że ich koledzy kradną, i to w wielkiej skali!” – stwierdza naczelny „Niezawisimej”. I dodaje: „Ten brak zaufania doprowadzi do rozłamu”. Byłby to kolejny tzw. moment rewolucyjny. I jeden z najczarniejszych koszmarów Putina.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną