Rumuni! Nadszedł moment odzyskania Rumunii! Chwila wyzwolenia spod bolszewicko-stalinowskiej dominacji Iohannisa, Orbána i Arafata” – ten internetowy wpis przejdzie do historii.
Klaus Iohannis to prezydent Rumunii z mniejszości niemieckiej w Siedmiogrodzie. Ludovic Orban to do niedawna premier, którego rodzina ma węgierskie korzenie. A Raed Arafat, wiceminister spraw wewnętrznych i twórca rumuńskiego ratownictwa medycznego, odgrywający ważną rolę w walce z pandemią, to naturalizowany Palestyńczyk. Autorką cytowanych słów jest natomiast nowa senatorka Diana Ivanovici-Şoşoacǎ, od niedawna jedna z 47 parlamentarzystów Sojuszu na rzecz Zjednoczenia Rumunów (w skrócie AUR, po rumuńsku – „złoto”).
W niedawnych wyborach parlamentarnych najwięcej głosów padło na postkomunistycznych socjaldemokratów, choć władzę przejęła koalicja dwóch wrogich im partii liberalnych i ugrupowania mniejszości węgierskiej. Ale skrajnie prawicowy AUR zdobył aż 9 proc. głosów – ku zaskoczeniu i zgrozie ekspertów, komentatorów oraz całej klasy politycznej. W zeszłorocznych wyborach samorządowych i europejskich kandydaci tej antysystemowej, powstałej rok temu, partii zdobywali poparcie na poziomie jednego procenta.
Nikt więc nie przewidywał ich sukcesu, byli zupełnie niewidoczni w mainstreamowych mediach. Ale jak zwykle w takich przypadkach kluczową rolę odegrał internet. „Teraz AUR, który jest trybuną ekstremizmu, homofobii, fundamentalizmu religijnego, zdobył trybunę parlamentarną, która pozwoli mu upowszechniać swoje przesłanie” – komentował w rozmowie z dziennikiem „Adevǎrul” znany politolog Cristian Pîrvulescu.
AUR i Kościół
Partię AUR stworzył 34-letni dziś historyk George Simion, znany z walki o przyłączenie do Rumunii Besarabii – obecnej Republiki Mołdawii, a ewentualnie także ukraińskiej dziś Bukowiny Północnej.