Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

„Zielone przepustki” w Izraelu, czyli kontrowersyjny powrót do życia

Szczepienia przeciwko covid w mobilnym punkcie przy targu Mahane Jehuda w Jerozolimie Szczepienia przeciwko covid w mobilnym punkcie przy targu Mahane Jehuda w Jerozolimie Menahem Kahana/AFP / East News
Najpierw przyglądaliśmy się Izraelowi ze względu na tempo szczepień na covid-19, teraz uwagę przykuwają przywileje dla zaszczepionych. I potencjalna dyskryminacja całej reszty.

„Weźcie zieloną przepustkę, wracajcie do życia” – zachęcał Beniamin Netanjahu tuż po szabacie na Twitterze. Z telefonem w ręku chwalił nową aplikację i zapewniał, że dzięki szczepionkom można wiele zyskać. Od tygodni szef izraelskiego rządu dwoi się i troi, by zachęcić obywateli do szczepień, gotów każdego namawiać do nich osobiście (wybito mu to z głowy ze względu na problem z legalnością baz danych). Lokalnie przynętą są darmowa pizza, czulent czy arabskie łakocie, ale nie wszędzie przynosi to skutek.

Rząd znalazł więc inny sposób. „Zielona przepustka” ma formę kodu QR, który można pobrać za pomocą specjalnej aplikacji, przez stronę internetową resortu zdrowia albo infolinię. Przysługuje każdemu, kto co najmniej tydzień wcześniej przyjął drugą dawkę szczepionki, oraz ozdrowieńcom. Działa trochę jak zaklęcie „Sezamie, otwórz się” – posiadacz przepustki na sześć miesięcy zyska dostęp do miejsc nadal niedostępnych dla większości obywateli.

Czarny rynek „zielonych przepustek”

W niedzielę Izrael zaczął luzować restrykcje trzeciego lockdownu, ogłoszonego 27 grudnia. Wolno już korzystać z centrów handlowych, bazarów, muzeów i bibliotek. Otwierane są siłownie, baseny, hotele, instytucje sportowe i kulturalne – ale tylko dla posiadaczy „zielonych przepustek”. Za dwa tygodnie znów czynne będą restauracje i centra konferencyjne – też tylko dla osób z przepustkami. Tymczasowo, przez około dwa tygodnie, honorowane będą także zaświadczenia o przyjęciu dwu dawek, a potem system przepustek ma być już w pełni wydolny. Rząd wycofał się z pomysłu, by nazywać je „paszportami”, bo nie chciał wprowadzać w błąd osób pragnących wyjechać za granicę.

Reklama