Starania kanclerza Sebastiana Kurza o poprawki w wewnątrzunijnym podziale szczepionek zajęły większą część telekonferencyjnego szczytu, który zakończył się ostatniej nocy. Kurz w połowie marca publicznie oskarżył Brukselę o niesprawiedliwą dystrybucję preparatów czy – jak to ujął – o praktyki z „bazaru”, przez co niektóre kraje mogą się teraz szczepić znacznie szybciej od Bułgarii, Rumunii, Czech, Łotwy, Rumunii oraz Austrii.
Czytaj też: Europa ma za mało dawek?
Berlin: Żadnej korekty dla Austrii
W rzeczywistości chodzi o decyzje tych państw z ostatniej jesieni, by wbrew zaleceniom Komisji Europejskiej nie zamawiać całych należnych im dostaw droższych i trudnych w dystrybucji szczepionek typu mRNA (BioNTech/Pfizer, Moderna), a oprzeć plany głównie na AstraZenece. Skoro zaś koncern od stycznia wciąż redukuje dostawy, to istotnie kraje te mają kłopot i chciałyby zwiększyć dostawy BioNTechu/Pfizera.
Wystąpienia Kurza, który postawił się na czele „niezadowolonych” z Europy Środkowo-Wschodniej, to zapewne demagogiczne chwyty pod austriacką publiczkę, bo nawet wiceszef grupy kierującej negocjacjami szczepionkowymi w Brukseli to delegat jego rządu. Choćby od niego Kurz mógłby się dowiedzieć, że problemem nie jest „bazar”, lecz dobrowolna rezygnacja z limitów obliczonych według parytetu ludności. Gdy Kurz był w zeszłym tygodniu w Berlinie, nawet nie został przyjęty przez kanclerz Angelę Merkel, a obecnie niemiecka dyplomacja w Brukseli bodaj najmocniej obstaje przy linii „żadnej korekty dla Austrii”, która zresztą ma teraz wskaźnik szczepień lepszy od przeciętnej UE.