Stan zdrowia Aleksieja Nawalnego, przebywającego w kolonii karnej w Pokrowie, znacznie się pogorszył. Od czasu aresztu w moskiewskiej Matroskoj Ciszynie nasiliły się u niego bóle kręgosłupa, ma problemy z chodzeniem. Adwokaci od miesiąca składają wnioski o badania neurologiczne i leczenie, ale – jak podkreślają – nie zostały nawet rozpatrzone. Dopiero w zeszły piątek opozycjonistę zbadał lekarz więzienny. „W kolonii lekarza generalnie nie ma, jest tylko felczer” – mówi mec. Olga Michajłowa. „Przywieźli więc medyka z innej kolonii. Obejrzał Aleksieja i zaordynował dwie tabletki ibuprofenu dziennie”.
W środę zdecydowano się przewieźć Nawalnego do miejskiej kliniki i wykonać rezonans. O diagnozie ani tym bardziej o terapii nikt nie raczył go poinformować. Dla jego współpracownika Wadima Kobzowa sprawa jest jasna: „Szkodzenie zdrowiu to element strategii”.
Czytaj też: „Nagła śmierć” lekarza Nawalnego. Kreml idzie za ciosem
Osadzony ze skłonnością do ucieczki
Odmowa leczenia to jeden zarzut podnoszony przez adwokatów, drugi to notoryczne pozbawianie snu. Od godz. 22 wieczorem do 6 rano funkcjonariusz służby więziennej (FSIN) co godzinę wchodzi do celi, włącza światło, budzi Nawalnego i nagrywa go, powtarzając tę samą formułę: „Osadzony Nawalny, skłonny do ucieczki, jest na swoim miejscu!”.
Taki status – „więźnia skłonnego do ucieczki” – dostał Nawalny, zanim tu trafi, co zobowiązuje administrację kolonii do ciągłego sprawdzania go.