Lokalny spór o nieruchomość między prywatnymi podmiotami został przez palestyńskich terrorystów rozdmuchany do rozmiarów ogólnonarodowych i wykorzystany, żeby podburzać do przemocy” – czytamy w oświadczeniu, które rząd Izraela wydał 7 maja. Tydzień później, kiedy zamykaliśmy ten numer POLITYKI, obie strony konfliktu odpalały na siebie setki rakiet, samoloty pasażerskie lecące do Tel Awiwu zawracały, w izraelskich miastach trwały walki uliczne między Żydami i Arabami. A wszystko z powodu kilku domów w dzielnicy Szejk Dżarrah w Jerozolimie.
Święte prawo własności
„Odpowiedzmy sobie na pytanie: jeśli jestem właścicielem nieruchomości i ktoś nielegalnie w niej przebywa, to czy mam prawo go eksmitować?” – pytał (retorycznie) Aryeh King, zastępca burmistrza Jerozolimy. Chodzi o budynki, które od ponad 60 lat – najprawdopodobniej nielegalnie – zasiedla kilka palestyńskich rodzin. Używamy tutaj słowa „najprawdopodobniej” jedynie z szacunku dla izraelskiego sądu najwyższego, który w tej sprawie jeszcze się nie wypowiedział. Ale wszystko wskazuje na to, że wyrok może być tylko jeden: eksmisja nielegalnych lokatorów.
W 1876 r. ziemię, na której stoją domy, kupili żydowscy osadnicy. Potwierdzają to wpisy w księgach wieczystych Imperium Osmańskiego, które panowało wówczas na całym Bliskim Wschodzie. W Jerozolimie Żydzi byli wtedy jeszcze mniejszością, ale akurat w dzielnicy Szejk Dżarrah osiedlali się chętnie, bo podobno jest tam grób arcykapłana Szymona Sprawiedliwego, który – jak poucza Talmud – był tak pobożny, że pokłonił mu się nawet Aleksander Macedoński, kiedy ze swoją armią maszerował przez miasto.
W 1948 r. powstał Izrael, ale w jego granicach znalazła się tylko zachodnia część Jerozolimy.