Dlaczego akurat Ramana Pratasiewicza użyto przed kamerami? Otóż dlatego, że jest rozpoznawalny, że jest ważny i że Aleksander Łukaszenka uważa go za osobistego wroga, a jego służby oskarżają blogera o terroryzm. W reżimowych aresztach siedzą setki opozycjonistów, więźniów politycznych i dziennikarzy, ale Pratasiewicz jest tylko jeden. Podczas powyborczych protestów każdy jego wpis na kanale NEXTA, każde jego słowo liczyło się dla Białorusinów i wywoływało reakcję. Żaden z użytkowników kanału nie słuchał władzy ani jej nawoływań.
Dla Białorusinów Pratasiewicz jest symbolem oporu. Dla władzy był symbolem jej bezsilności i upokorzenia. I dlatego dziś robi wszystko, by go zdezawuować.
Czytaj też: Propagandowy teatrzyk Łukaszenki
Co Pratasiewiczowi kazano powiedzieć
Jeśli słucha się tego wyjątkowo obszernego, prawie półtoragodzinnego wywiadu, nie można mieć złudzeń. Wszystko, co mówi do kamery Pratasiewicz, już od dawna mówił Łukaszenka – w 2010 r., a nawet wcześniej. Wtedy, w grudniu 2010 r., gdy wtrącał do więzienia swych konkurentów w wyborach prezydenckich, kazał służbom napadać i bić, opowiadał Białorusinom dokładnie to samo, co teraz kazano mówić Pratasiewiczowi. Że za opozycją stoją polskie służby wspierane przez Zachód, że opozycyjna działalność opłacana jest przez wrogów Białorusi, że Zachód i Polska realizują własne cele polityczne, chcą zniszczyć Białoruś gospodarczo, a opozycja nabija kieszenie grubymi milionami euro i dolarów, jakie są jej przekazywane przez zajadłych wrogów, chcących upadku wolnego świata, czyli niepodległej