Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Proces Aung San Suu Kyi. Czy demokracja w Mjanmie zwycięży?

Protest na rzecz uwolnienia Aung San Suu Kyi. Londyn Protest na rzecz uwolnienia Aung San Suu Kyi. Londyn May James / Zuma Press / Forum
Cztery i pół miesiąca po zamachu stanu w Mjanmie ruszył proces przywódczyni Narodowej Ligi Demokracji Aung San Suu Kyi. Zarzuty są całkowicie wydumane, ale junta chce zatriumfować. Tyle że może jednocześnie dać impet opozycji.

Aung San Suu Kyi, od 2016 r. Radczyni Stanu (w praktyce głowa państwa) oraz ministra spraw zagranicznych, trafiła do aresztu domowego pierwszego dnia zamachu stanu. Odtąd wojskowi nie pozwolili jej pokazywać się publicznie, mogła jedynie dwukrotnie i na krótko spotkać się z prawnikami. Ci na sali sądowej i tak są w zasadzie zbędni, bo junta nie udaje, że zarzuty dla Suu Kyi mają jakieś oparcie w faktach. Na początku oskarżyli ją o nielegalne posiadanie krótkofalówek i złamanie procedur dotyczących zgromadzeń w trakcie pandemii, potem pojawiły się zarzuty m.in. o przyjmowanie łapówek w kilogramach złota czy zdradzanie państwowych tajemnic (to ostatnie prawo, wywodzące się z czasów kolonialnych, jest często stosowane przeciw dziennikarzom). W osobnym procesie władze oskarżyły ją o spiskowanie.

Łącznie Suu Kyi grozi co najmniej kilkanaście lat więzienia, choć dokładny wyrok ma tak naprawdę znaczenie drugorzędne. Wojskowych nie interesuje, czy Suu Kyi będzie siedziała w areszcie domowym (tak jak łącznie przez 15 lat od 1989 do 2010), czy w więzieniu, i za co formalnie zostanie skazana. Wystarczy, że zniknie raz na zawsze z przestrzeni publicznej. Suu Kyi ma 75 lat i junta bez problemu może ją trzymać z dala od kamer i internetu do końca jej życia.

Czytaj też: Aung San Suu Kyi – upadła ikona

Komu wadzi Aung Suu Kyi

Liderka NLD jest dla gen. Min Aung Hlainga, który od 1 lutego rządzi krajem, najgroźniejszym przeciwnikiem. Inaczej niż on cieszy się ogromnym poparciem, co pokazały listopadowe, względnie uczciwe wybory parlamentarne, w których NLD zdobyła niemal 60 proc. głosów. Polityczny front dla armii, Partię Rozwoju i Jedności Unii (USDP), wybrało niecałe 5 proc. osób. Popularność NLD to w dużej mierze zasługa samej Suu Kyi, która od późnych lat 80. stoi na czele ruchów demokratycznych. Wykorzystując swoje pochodzenie (jest córką bohatera walki o niepodległość Mjanmy – wtedy Birmy – gen. Aung Sana), międzynarodowe obycie, kontakty z lat studiów na Oksfordzie i pracy dla ONZ, konsekwencję w pokojowym protestowaniu, Suu Kyi stała się symbolem Mjanmy.

Gdy wojskowi stopniowo oddawali władzę po 2010 r., nie było wątpliwości, że przejmie ją NLD. Żeby chociaż trochę osłabić pozycję liderki, junta przyjęła konstytucję zakazującą sprawowania funkcji publicznych osobom, których małżonkowie nie są obywatelami Mjanmy. Mąż Suu Kyi Michael Aris był Brytyjczykiem (zmarł w 1999 r.). Suu Kyi objęła jednak nowo stworzony urząd Radczyni Państwa i w praktyce od 2016 r. sprawowała władzę. Dla wojskowych i gen. Min Aung Hlainga stała się wrogiem nie tylko z powodu jej pozycji, ale również – być może głównie – ze względów kulturowo-wizerunkowych.

W miarę upływu czasu od pierwszych względnie uczciwych wyborów w 2015 r. Suu Kyi zyskiwała pewność siebie. Choć wojskowi zagwarantowali sobie 25 proc. miejsc w parlamencie niezależnie od wyniku wyborów i tym samym mają weto w kwestii zmiany konstytucji, Aung coraz mniej zależało na ich opinii. W 2016 r. zachowywała jeszcze pozory, że współpracuje z wojskiem, dzięki czemu mundurowi czuli się dowartościowani. Nie mieli władzy, ale mogło im się wydawać, że mają wpływ na NLD. Po wyborach w 2020 r. Suu Kyi zignorowała ich i dała im jednoznacznie do zrozumienia, że przestali się liczyć.

Czytaj też: Mjanma. Spódnice bronią demokracji

Junta zniewagi nie wybacza

Problem w tym, że wojsko w Mjanmie może mieć nawet 5 proc. poparcia, co nie odbiera mu znaczenia. To jeden z najbardziej zmilitaryzowanych krajów świata, a mundurowi poza bronią i liczbą żołnierzy kontrolują też olbrzymią część gospodarki.

Społeczność Mjanmy wciąż jest mocno tradycyjna, a w kulturze tego regionu honor i zachowanie twarzy przez osoby będące u władzy (lub tak o sobie myślące) liczy się szczególnie. Nawet na tym tle armia, nazywana Tatmadaw, wyróżnia się zabetonowanym światopoglądem sprzed kilkudziesięciu lat i oderwaniem od procesów politycznych i społecznych zmieniających resztę społeczeństwa. Dlatego Min Aung Hlaing nie mógł wybaczyć Suu Kyi pogrążenia go w wyborach, ale przede wszystkim całkowitego zignorowania jego i jego politycznych adiutantów w powyborczych układankach.

Min Aung Hlaing wie zapewne, że mało kto w Mjanmie wierzy w rzucane na lewo i prawo oskarżenia wobec Suu Kyi. Rozumie, że nie jest w stanie zniszczyć jej wizerunku wśród mieszkańców kraju (za granicą, szczególnie na Globalnej Północy, Suu Kyi sama się osłabiła, broniąc ludobójstwa Rohindźów, choć w Mjanmie raczej przysporzyło jej to sympatii). Więc postanowił po prostu się jej pozbyć. I mało prawdopodobne, aby zaryzykował i zwolnił ją z więzienia – eksperyment z ostatniej dekady pokazał wojskowym, że nawet „nadzorowana demokracja” obraca się przeciwko nim.

Czytaj też: Mjanma chce demokracji. Trzy możliwe scenariusze

Kto ocali demokrację Mjanmy

Dotychczasowe działania Tatmadaw niewiele mają wspólnego ze strategicznym planowaniem, więc niewykluczone, że uwięzienie Suu Kyi im zaszkodzi. Przede wszystkim zmiana warty w NLD i podziemnym rządzie demokratycznym może wzmocnić tę stronę. Wprowadzenie nowych liderów ułatwia, przynajmniej na poziomie deklaracji, odwrót od polityki skoncentrowanej na prawach większości etnicznej, Bamarów, i wykluczającej wiele mniejszości, zwłaszcza Rohindźów, ze wspólnoty.

Suu Kyi zbyt za bardzo angażowała się w obronę ludobójstwa, by mogła być wiarygodną twarzą transformacji Mjanmy w prawdziwie wieloetniczną federację, co w długiej perspektywie jest jedyną szansą na stworzenie rzeczywistej demokracji w tym niezwykle podzielonym kraju. Zresztą jej zachowanie przez ostatnich kilka lat wskazywało, że należąca do bamarskiej elity Suu Kyi nie widziała w ogóle potrzeby traktowania muzułmańskich Rohindźów czy chrześcijańskich Karenów jak partnerów (a nawet obywateli).

Przez ostatnie cztery miesiące liderzy demokratycznych protestów wielokrotnie mówili o błędach takiej polityki i proponowali nową konstytucję, która m.in. dałaby obywatelstwo Rohindźom. Wydaje się więc, że wojskowi po raz kolejny nie tylko łamią prawa człowieka w odniesieniu do samej Suu Kyi, ale równocześnie napędzają opozycję – uwięziona liderka może być politycznie korzystna. Ale dla Min Aung Hlainga najważniejsze jest, aby odgryźć się za upokarzającą porażkę w wyborach i zniewagę.

Czytaj też: Dwoje noblistów, dwie wojny, dwa upadki z piedestału

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną