Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Głodówka i krzyk dla Białorusi. A co my możemy zrobić?

Stanisława Glinnik prowadziła w Warszawie strajk głodowy. Stanisława Glinnik prowadziła w Warszawie strajk głodowy. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Ważne są pytania etyczne: czy możemy normalnie funkcjonować, gdy mamy 476 więźniów politycznych i stale ich przybywa? Co wybieramy: gospodarkę czy ich życie? – mówi Stanisława Glinnik, Białorusinka, która prowadziła strajk głodowy w Warszawie, domagając się sankcji na Mińsk.

JAGIENKA WILCZAK: Pani się urodziła w którym roku, pani Stasiu?
STANISŁAWA GLINNIK: W 1994. Akurat miesiąc później Łukaszenka doszedł do władzy. A urodziny mam tego dnia co Lech Wałęsa...

Pani dziadek, prof. Stanisław Szuszkiewicz, przewodniczący Rady Najwyższej RB i parlamentu Białorusi, polityk, który w grudniu 1991 r. doprowadził do rozwiązania Związku Radzieckiego w Wiskulach, nadal był w polityce.
Przestał być właśnie głową parlamentu, ale był – i jest – w polityce wciąż aktywny. Często nie było go na moich urodzinach, bo jeździł do Gdańska na urodziny prezydenta Wałęsy.

Jakie wyniosła pani wspomnienia z domu, czy to był dom na wskroś przesiąknięty polityką?
Aż tak nie, moi rodzice nie byli politycznie zaangażowani. Mama jest kompozytorką, a ojciec architektem. Wielka polityka zjawiała się, gdy dziadek przyprowadzał zagranicznych gości, znajomych, dziennikarzy. Kiedy byłam dzieckiem, nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne stanowisko zajmował. Dziadek Stanisław nie był nigdy skorumpowany, nie mieliśmy wielkich zasobów, żyliśmy jak większość ludzi wtedy, niebogato.

Stanisław Szuszkiewicz jest fizykiem jądrowym, znanym w świecie profesorem. O Wiskulach też opowiadał?
Tak, często. A ja dość wcześnie zaczęłam pytać, bo w szkole uczono, że wszyscy uczestnicy spotkań białowieskich byli pijani i dlatego doszło do podpisania aktu rozwiązania ZSRR. Pytałam dziadka, jak było. Wytłumaczył mi, że tak działała białoruska propaganda. Opowiadał, co widział w świecie, słyszałam to od dzieciństwa. Kiedy miałam pięć lat, rodzice zabrali mnie po raz pierwszy na demonstrację, po raz pierwszy zobaczyłam OMON, samochody pełne funkcjonariuszy, a ponieważ mieszkaliśmy w centrum, z okien było widać, co się działo.

Reklama