Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Bhutan. Tu udało się zaszczepić niemal wszystkich

W ciągu tygodnia Bhutan zaszczepił ponad 90 proc. dorosłych mieszkańców, czyli ponad 60 proc. całej populacji. W ciągu tygodnia Bhutan zaszczepił ponad 90 proc. dorosłych mieszkańców, czyli ponad 60 proc. całej populacji. Upasana Dahal / AFP / EAST NEWS
Ten wciąż odizolowany od świata i biedny kraj udowodnił, że gdy rząd podporządkuje aparat państwa szczepieniom, mądrze zaplanuje proces i będzie odpowiedzialnie komunikował się z mieszkańcami nawet w górzystym terenie, można zaszczepić wszystkich mieszkańców.

Na przełomie marca i kwietnia Bhutan, małe himalajskie królestwo wciśnięte między Indie a Chiny, wskoczył na szczyt światowego rankingu szczepień. W ciągu tygodnia kraj zaszczepił ponad 90 proc. dorosłych mieszkańców, czyli ponad 60 proc. całej populacji. Pod koniec lipca potrzebował tylko kilku dni, by rozdystrybuować drugą dawkę szczepionki.

Uczmy się od Bhutanu

Will Parks, przedstawiciel UNICEF w Bhutanie, powiedział, że lokalna kampania szczepień była zapewne najszybciej przeprowadzoną akcją tego typu na świecie. Ten wciąż odizolowany od świata i biedny kraj udowodnił, że gdy rząd podporządkuje aparat państwa szczepieniom, mądrze zaplanuje proces i będzie odpowiedzialnie komunikował się z ludźmi nawet w górzystym terenie z bardzo słabo rozwiniętą infrastrukturą, można podać zastrzyk wszystkim mieszkańcom. Choć skala jest zupełnie inna, wiele państw mogłoby brać przykład.

„Jeśli czegoś możemy się teraz nauczyć, to że kraj taki jak Bhutan, z bardzo małą liczbą lekarzy i pielęgniarek, ale ze zdeterminowanym królem i wiodącą rolą rządu w mobilizowaniu społeczeństwa, może zaszczepić całą populację” – mówił Parks agencji AFP.

Czytaj też: Czy uwolnienie patentów uratuje świat?

Kraj z innego świata

Wyjątkowa strategia Bhutanu pasuje do tego kraju, który pod wieloma względami stara się istnieć poza resztą świata. Do lat 70. XX w. ta ostatnia w Azji Południowej monarchia (która nigdy nie została skolonizowana) była praktycznie zamknięta dla osób z zagranicy. Choć teraz można tam już bez większych problemów wjechać, rząd stara się bardzo ograniczać liczbę gości, aby nie dopuścić do degradacji dziewiczej przyrody i chronić swoją unikalną kulturę. Każdy turysta poza wykupieniem wizy musi zakontraktować lokalnego przewodnika za minimalna stawkę 250 dol. dziennie (200 poza sezonem). Z wpływów z turystyki Bhutan finansuje ochronę środowiska, ale też darmową służbę zdrowia.

Kraj pozostaje też odizolowany geograficznie. Na jedynym międzynarodowym lotnisku w Paro mogą – ze względu na jedno z najtrudniejszych na świecie podejść do lądowania między szczytami Himalajów – lądować jedynie samoloty dwóch lokalnych przewoźników: Druk Air i Bhutan Airlines. Linie latają głównie do Indii i innych państw w regionie, a niewielka oferta ogranicza automatycznie kontakt ze światem.

Bhutan jest też unikalny pod względem ustrojowym. Od 2008 r. w konstytucji jako cel rozwoju zapisana jest maksymalizacja Wskaźnika Szczęśliwości Brutto (Gross Happiness Index), a nie PKB. Uwzględnia on takie zmienne jak stan środowiska naturalnego czy poziom zdrowia, choć wbrew obiegowej opinii Bhutan nadal mierzy też PKB i według Banku Światowego jest porównywalny pod tym względem z Kosowem, Indonezją czy Tunezją.

Czytaj też: Biedni szczepią się dramatycznie wolno

Wszystkie siły na szczepienie

Do tego wszystkiego Bhutan jest po prostu bardzo mały – ma ok. 750 tys. mieszkańców, w tym ok. 530 tys. dorosłych, którzy mogą otrzymać szczepionki na koronawirusa. Ale rozmiar to nie wszystko, sukces nie nastąpiłby bez mądrej polityki władz.

Już wiosną, przed pierwszą rundą szczepień, władze zdecydowały, że zamiast rozciągniętego w czasie procesu wolą poczekać i przeprowadzić kampanię w kilka dni. Sąsiednie Indie, z którymi Bhutan ma bardzo bliskie związki, podarowały królestwu 550 tys. dawek produkowanej lokalnie AstraZeneki. Bhutan poczekał jednak, aż cała dostawa znajdzie się w kraju. W tym czasie władze zorganizowały logistykę szczepień dla wszystkich mieszkańców, obejmującą m.in. łańcuch dostaw helikopterami do górskich wiosek, gdzie transport lądem byłby zbyt czasochłonny. Blisko 22 tys. osób zgłosiło się jako wolontariusze do pomocy, m.in. informowania o działaniu preparatów i walki z błędnymi wiadomościami. Żeby pomóc w dostarczeniu preparatu do Bhutanu, UNICEF i władze kraju wysłały jednego z 20 pilotów, którzy mają uprawnienia do lądowania w Paro, do Kalkuty, aby dołączył do załogi czarterowego samolotu przywożącego szczepionki i zapewnił szybki i bezpieczny transport.

Po sukcesie błyskawicznej kampanii zaczęły się jednak problemy. Indie, zmagające się z gwałtownie rosnącą liczbą przypadków koronawirusa, wstrzymały eksport szczepionek. Bhutan nie po raz pierwszy przekonał się, że narodowa szczęśliwość brutto nie zastąpi twardej gotówki, a na szybkie pozyskanie preparatu na wolnym rynku po prostu go nie stać. Co prawda władze kupiły 200 tys. dawek od Pfizera, ale dostawy mają dotrzeć jesienią. Przerwa między dawkami zagroziłaby uzyskaniu odporności zbiorowej. Bhutanowi udało się ostatecznie pozyskać 500 tys. dawek Moderny w ramach donacji od sojuszu Covax i kolejne 250 tys. AstraZeneki w darze od Danii. Inne kraje przekazały łącznie kolejne 700 tys. dawek różnych szczepionek, więc Bhutan może teraz mieć nie tylko wystarczającą liczbę preparatów na równie błyskawiczną drugą rundę, ale nawet spory zapas, w tym na planowane jesienią szczepienia nastolatków.

Król będzie ostatni

Logistyka i przemyślana strategia pomogły Bhutanowi, a władze poszły dalej, aby przekonać mieszkańców do przyjęcia szczepionki. Podczas wiosennej pierwszej rundy król Jigme Khesar Namgyel Wangchuck, cieszący się ogromnym szacunkiem, powiedział, że przyjmie zastrzyk jako ostatni. O ile w innych krajach odpowiedzialni politycy starali się być pierwsi, aby przekonać mieszkańców o bezpieczeństwie preparatów, o tyle w Bhutanie deklaracja monarchy spowodowała, że nikt nie chciał opóźniać szczepienia i tym samym potencjalnie wystawiać króla na niebezpieczeństwo. Król podróżował też po kraju w trakcie obydwu rund szczepień, towarzysząc obywatelom w rejestracji i przyjmowaniu zastrzyków, co było dla nich dodatkową zachętą.

Jednak prawdziwymi autorami sukcesu są premier Lotay Tshering, minister spraw zagranicznych Tandi Dorji i ministra zdrowia Dechen Wangmo. Wszyscy troje doskonale rozumieli wyzwania związane z pandemią – Tshering jest chirurgiem, a Dorji i Wangmo specjalistami w zakresie zdrowia publicznego. Zwłaszcza Wangmo, z dyplomem Uniwersytetu Yale, doskonale poradziła sobie z wyzwaniem. Rządzący zdawali sobie zapewne sprawę, że służba zdrowia Bhutanu – choć darmowa i stawiana na piedestale jako ważny składnik poziomu narodowej szczęśliwości – nie dałaby sobie rady z niekontrolowaną pandemią. Kraj ma poniżej trzech lekarzy na 10 tys. mieszkańców, mniej niż Sudan czy Afganistan. Do tego infrastruktura jest przede wszystkim w miastach, a górskie wioski są trudno dostępne. Równocześnie szybkie osiągnięcie odporności zbiorowej może umożliwić ponowne otworzenie kraju dla turystów, co ma fundamentalne znaczenie dla gospodarki.

Szczepienia sukcesem demokracji

Dla Bhutańczyków sukces szczepień – kraj znajduje się na trzecim miejscu na świecie pod względem udziału całkowicie zaszczepionych w populacji, za ZEA i Izraelem – może być też sukcesem demokracji. Obecny rząd to dopiero drugi od zniesienia monarchii absolutnej w 2008 r., a kompetencja liderów na pewno wzmocni ich popularność. Dla świata, mimo specyfiki Bhutanu, może on być dowodem na to, że szczepienia da się przeprowadzić wszędzie. Dla bogatych krajów przekazanie kilkuset tysięcy dawek nie jest wielkim wyzwaniem, a kraje Globalnego Południa z pomocą organizacji ONZ mogą skutecznie i szybko zaszczepić mieszkańców. Aby tak się stało, rządy muszą jednak docenić znaczenie priorytetyzacji szczepień i silnego politycznego wsparcia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną