Ostatnie akty agresji wobec personelu medycznego i osób promujących szczepienia na koronawirusa, jak ubiegłotygodniowy atak na piknik w Grodzisku Mazowieckim czy podpalenie w ostatni weekend punktu szczepień w Zamościu, pokazują, że polski ruch antyszczepionkowy już dawno opuścił kategorię niegroźnego i trochę w sumie groteskowego internetowego zjawiska, z którego można się najwyżej śmiać. Do tej pory zyskiwał rozgłos głównie przez swoje antynaukowe, absurdalnie brzmiące deklaracje, raz na jakiś czas manifestowane na niespecjalnie licznych demonstracjach. Teraz rodzimi antyszczepionkowcy dowiedli, że są mocni nie tylko przed ekranem komputera, a ich struktury są znacznie szersze i groźniejsze, niż się zdawało.
Czytaj też: Polak nie chce się szczepić. Dlaczego?
Antyszczepionkowcy to nie folklor
Pandemia covid-19 być może uwypukliła ten problem, ale nie wolno zapominać, że przeciwnicy szczepionek, popularnie nazywani „foliarzami”, nie pojawili się w Polsce (czy jakimkolwiek innym kraju) razem z koronawirusem. Przeciwnie, istnieją od lat, miejscami nawet od dekad, konsekwentnie poszerzając swoją bazę zwolenników, budując silną pozycję w internecie, mnożąc kłamstwa na temat badań medycznych i współczesnej nauki, a ostatnio coraz częściej wchodząc w mariaże z politycznymi patronami, głównie spod znaku populizmu i skrajnej prawicy. Trzeba to powtórzyć głośno i wyraźnie: antyszczepionkowcy nie są już sieciowym folklorem, tylko poważnym zagrożeniem dla zdrowia, porządku i bezpieczeństwa publicznego.