Turcja też się grodzi. Długa na 560 km granica z Iranem jest obwarowana trzymetrowym betonowym płotem (obecnie rozbudowywanym), najeżona drutem kolczastym albo przekopana rowami. Na trasach dochodzących do pogranicza ustawiono liczne posterunki kontrolne. To ma być sposób na powstrzymanie migrantów, głównie afgańskich, próbujących przedostać się na zachód kraju, a później jeszcze dalej, najchętniej do Unii Europejskiej. W sąsiadującej z niespokojnym Bliskim Wschodem Turcji, której gospodarka ostatnio zwalnia, znajduje się w tej chwili do 4 mln zbiegłych z Syrii, zarejestrowano też 182 tys. Afgańczyków, a kolejne ponad 100 tys. osób przebywa w kraju bez rejestracji.
Erdoğan: Nie przyjmiemy już nikogo więcej
Prezydent Recep Tayyip Erdoğan domaga się od państw europejskich, by też brały odpowiedzialność za sytuację w Afganistanie i los jego obywateli. Przestrzega, że Turcja nie da rady przyjąć już nikogo więcej, nie zamierza ze swojego kraju robić magazynu uchodźców i imigrantów zarobkowych, czekających nad Bosforem na przerzut do zamożniejszej Europy. Przy okazji Erdoğan stara się renegocjować umowę z Unią, która w czerwcu zgodziła się na przekazanie 3 mld euro w zamian za zatrzymanie migracji w Turcji.
Mimo szybkiego podboju Afganistanu przez talibów tureccy pogranicznicy nie odnotowali znacząco większego napływu Afgańczyków, choć jest ich bardzo wielu. W tym roku zatrzymano co najmniej 37 tys. osób – w całym 2020 to było przeszło 50 tys. i 200 tys. w 2019, czyli na długo przed dojściem talibów do władzy.