Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Aborcja. Przełomowy wyrok w mocno katolickim Meksyku

Demonstracja kobiet po ogłoszeniu decyzji Sądu Najwyższego dekryminalizującej aborcję w Meksyku. Demonstracja kobiet po ogłoszeniu decyzji Sądu Najwyższego dekryminalizującej aborcję w Meksyku. Daniel Becerril / Reuters / Forum
Meksykański Sąd Najwyższy zdecydował, że kryminalizacja usunięcia ciąży jest niezgodna z konstytucją. To przełomowy wyrok dla tego wciąż mocno katolickiego kraju. I mocny kontrast z Teksasem, w którym legalna aborcja została niemal zakazana.

Trudno znaleźć na mapie świata kraj, w którym tego typu decyzja wywołałaby podobne trzęsienie ziemi w debacie publicznej. Meksyk, który pozostaje wciąż jednym z bastionów katolicyzmu i społecznego konserwatyzmu na półkuli zachodniej, skutecznie opiera się trendom liberalizacji norm społecznych i przede wszystkim – pozostaje miejscem szalenie niebezpiecznym dla kobiet, od wtorku oficjalnie nie postrzega aborcji jako zbrodni.

Prawo, które istniało od 90 lat

Według dotychczasowych ram prawnych, podobnie jak w większości krajów Ameryki Łacińskiej, usunięcie ciąży było nie tylko nielegalne, ale często kończyło się karą więzienia dla kobiety, która się go dopuściła. Władze federalne dokonały oficjalnej penalizacji aborcji w 1931 r., wprowadzając kary w dużej mierze obowiązujące do czasów obecnych: od jednego do trzech lat pozbawienia wolności dla osób dokonujących zabiegu za zgodą ciężarnej kobiety (oraz dla niej samej), do sześciu lat – jeśli zabieg przeprowadzono bez jej zgody.

Wtorkowa decyzja Sądu Najwyższego przeniosła meksykańskie prawo znacznie bliżej współczesnych realiów. SN rozpatrywał przypadek z 2018 r. dotyczący aborcji w północnym stanie Coahuila, wzdłuż granicy ze Stanami Zjednoczonymi. To jedna z tych części kraju, która nie tylko rygorystycznie przestrzegała zakazu aborcji, ale też ścigała kobiety za jej dokonanie. Bo żeby dobrze zrozumieć znaczenie wtorkowego wyroku, regulacje aborcyjne w Meksyku trzeba prześledzić znacznie dokładniej niż na poziomie federalnym. W praktyce bowiem prawo aborcyjne mocno różniło się pomiędzy poszczególnymi stanami, zarówno pod względem teorii, jak i sposobu jego praktykowania.

Czytaj także: Przyziemny marzyciel. Kłopoty Lopeza Obradora

Legalna aborcja poza zasięgiem

Przynajmniej na papierze aborcja była legalna we wszystkich 32 stanach, jeśli do zapłodnienia doszło w wyniku gwałtu. Już ten zapis był jednak często prawnym pustosłowiem, bo żeby móc go zastosować, kobieta musiała udowodnić sam gwałt – co w warunkach kulejącego, opresyjnego wobec kobiet meksykańskiego wymiaru sprawiedliwości niejednokrotnie okazywało się niemożliwe. 29 stanów pozwalało na usunięcie ciąży, gdy ta zagrażała życiu matki, a 10 – gdy dodatkowo w niebezpieczeństwie znajdowało się jej zdrowie. Powyższe kryteria też nie były jednoznacznie aplikowane, bo do ich oceny potrzebna była deklaracja lekarza, a wielu z nich odmawiało wydania zdecydowanej, proaborcyjnej opinii na ten temat. Tylko jeden stan – Jukatan – zezwalał na przerwanie ciąży „z powodów ekonomicznych”, a więc niedotyczących zdrowia matki lub rozwoju płodu.

Jednak nawet tam, gdzie teoretycznie można było ciążę przerwać zgodnie z prawem po spełnieniu wspominanych warunków, w praktyce okazywało się to niemożliwe. Policja, prokuratura, wreszcie lekarze odmawiali współpracy czy po prostu wypełniania swoich obowiązków. Do tego stopnia, że praktycznie w całym kraju poza stolicą Mexico City rozwinęło się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat gigantyczne podziemie aborcyjne. Największe badanie socjologiczne na ten temat przeprowadzone przez naukowców ze stołecznego Uniwersytetu Autonomicznego wykazało w 2005 r., że rocznie w Meksyku dokonuje się od 800 tys. do nawet miliona nieoficjalnych zabiegów aborcyjnych. To mniej więcej dziesięć razy więcej, niż wynoszą szacunki meksykańskich władz federalnych. Od tego momentu liczba ta utrzymuje się na stałym poziomie, choć wielu ekspertów uważa, że jest wciąż niedoszacowana. Kolejne badanie, przeprowadzone w 2016 r. przez Narodowy Instytut Statystyki i Geografii (INEGI), wykazało, że w poprzedzającym je pięcioleciu 9,4 mln meksykańskich kobiet w wieku 15–49 lat było przynajmniej raz w ciąży. Spośród nich nieco ponad milion zadeklarowało przynajmniej jedną aborcję. Oznacza to, że – przynajmniej według deklaracji – aborcją kończyła się prawie co dziewiąta ciąża w Meksyku. Jednak w kraju można usłyszeć też głosy, że znacznie bliższa prawdzie byłaby statystyka mówiąca o co trzeciej ciąży jako przedwcześnie zakończonej.

Czytaj także: Fakty i mity o przerywaniu ciąży

Historyczny dzień dla praw kobiet w Meksyku

Najwięcej aborcji dokonywano w centralnej części kraju i na północy – a więc tam, gdzie prawo było najbardziej restrykcyjne. Do stanów z takim właśnie nastawieniem wobec przerywania ciąży należy Coahuila, od wtorku symbol gigantycznej zmiany światopoglądowej w Meksyku. Po ogłoszeniu uchwalonego poparciem wszystkich jedenastu sędziów wyroku aborcja przestanie być uznawana za przestępstwo w całym kraju, Sąd Najwyższy uznał bowiem jej kryminalizację za niezgodną z meksykańską konstytucją. Odczytując uzasadnienie wyroku, sędzia Arturo Zaldivar podkreślał, że to „historyczny dzień dla praw kobiet w Meksyku” oraz że „nowe prawo obowiązywać będzie w całym kraju”.

Oznacza to, choć wciąż teoretycznie, że władze żadnego szczebla nie będą mogły nigdzie ścigać kobiet za dokonanie aborcji. Czy jednak tak się stanie, pokażą dopiero najbliższe lata. Organizacje feministyczne już teraz przestrzegają przed hurraoptymizmem, bo regulacje stanowe wciąż mocno różnią się od tych federalnych. Pełna dekryminalizacja aborcji na poziomie prawa stanowego istnieje tylko w czterech z 32 stanów, a zarzuty popełnienia czynu kryminalnego z powodu aborcji ma w tej chwili 4,6 tys. kobiet w całym kraju.

Czytaj także: Podbrzusze w podziemiu. O aborcji się nie mówi, aborcję się robi

Kościół przeciw, karnawał radości na ulicach

Gwałtowny sprzeciw wobec decyzji sądu wyraziły już ugrupowania konserwatywne i Kościół katolicki. Konferencja Episkopatu Meksyku skomentowała ją na Twitterze, stwierdzając, że „ci z nas, którzy uznają wartość życia poczętego, nie muszą uchwalać praw tak morderczych, jak to przyjęte we wtorek”. Wody w usta nabrał z kolei prezydent Andres Manuel Lopez Obrador, unikający na razie jednoznacznych deklaracji w sprawie nowych regulacji aborcyjnych. W wielu miastach kraju trwa jednak karnawał radości – na ulicę wyszły przede wszystkim kobiety, często trzymające zielone chusty, symbol ruchu pro choice. Dla sporej części z nich inspiracją była Argentyna, gdzie legalizacja aborcji nastąpiła w ubiegłym roku – w dużej mierze dzięki społecznej presji i aktywności ruchów feministycznych.

Rozwojowi wydarzeń w Meksyku przyglądają się też obserwatorzy zza północnej granicy. Zwłaszcza że w kwestii aborcji doszło w tej części świata do nieoczekiwanej zamiany ról. Podczas gdy Meksykanie nie traktują jej już jako zbrodni, praktycznie całkowitej jej delegalizacji dokonał Teksas. Lokalne media piszą tam, że oto przed teksańskimi kobietami otworzyła się nieoczekiwana szansa na legalną aborcję – pod warunkiem przekroczenia granicy. Już teraz organizacje wspierające kobiety chcące przerwać ciążę informują, że gwałtownie wzrosła liczba zgłoszeń w klinikach aborcyjnych w sąsiednich stanach, na razie tych na terenie USA – głównie w Oklahomie, Luizjanie i Nowym Meksyku. Zwłaszcza ten ostatni jest popularny, ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych nie wymaga 48- lub 72-godzinnego odstępu pomiędzy rejestracją w klinice a momentem przeprowadzenia zabiegu. Aborcja w Nowym Meksyku jest więc po prostu tańsza niż ta w Luizjanie czy Oklahomie. Wszystko wskazuje, że do listy potencjalnych destynacji aborcyjnych dołączą niebawem stany Meksyku. I – przynajmniej na razie – nie zmienią tego żadne tweety ani głosy moralnego oburzenia.

Czytaj także: Kościół o aborcji, czyli o zmienności tego, co niezmienne

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną