Nad Hamburgiem świeci słońce. W Alsterze, prawym dopływie Łaby, tafla wody jest spokojna i tylko przepływająca łódź wywołuje niewielkie fale. Na pierwszym planie dziarsko wiosłuje 63-letni Olaf Scholz, wicekanclerz i minister finansów w rządzie Angeli Merkel. Odkąd ponad rok temu ogłosił, że powalczy o zwalniane przez nią miejsce, ma zdecydowanie mniej czasu na swoje hobby. Czego się jednak nie robi dla ekipy filmowej!
W wyścigach wioślarskich bywa tak, że osada, która przez długi czas jest w tyle za rywalami, na ostatnich metrach gwałtownie przyspiesza i wygrywa. Podobnie może być z finałem kampanii przed niedzielnymi wyborami do Bundestagu.
W czerwcu Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) – ugrupowanie Scholza – dostała zaledwie 8 proc. głosów w wyborach w Saksonii-Anhalt. W skali całego kraju miała wtedy kilkunastoprocentowe poparcie – wyraźnie mniejsze niż chadeckie CDU/CSU, a także Zieloni. Na ostatniej prostej to jednak SPD jest na fali. Najnowsze sondaże dają jej 25–27 proc. głosów. Chadecy, którym Merkel zapewniła 16 lat nieprzerwanych rządów, są dopiero drudzy (20–25 proc.). Zieloni – choć jeszcze wiosną byli na prowadzeniu – mogą liczyć tylko na 15–17 proc. głosów. Jeśli to się potwierdzi przy urnach, Scholz zostanie kanclerzem.
Na okładce magazynowej wkładki do „Süddeutsche Zeitung” kandydat SPD pozuje, układając palce w charakterystyczny romb. Gest uchodził dotąd za typowy dla Merkel. Osiem lat temu gigantyczny plakat ze splecionymi dłońmi pani kanclerz stał się ikoną ówczesnej kampanii. Polityk SPD nie waha się też powtarzać słynnego argumentu Merkel z 2013 r.: „Znają mnie państwo”.
Kto zastąpi Merkel
Niemieccy wyborcy chcą przewidywalności i spokoju.