Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Czeski premier przegrał wybory, ale tanio skóry nie sprzeda

Lider zwycięskiej koalicji SPOLU Petr Fiala (w okularach) Lider zwycięskiej koalicji SPOLU Petr Fiala (w okularach) Tomas Tkacik / Zuma Press / Forum
Rządzący populiści Andreja Babisza stracili większość, ale jeszcze za wcześnie na świętowanie. Zwycięską koalicję prawicy SPOLU oraz alians Piratów-STAN czeka twarda walka o władzę.

Wybory parlamentarne w Czechach (głosowanie trwało od piątku do soboty) zakończyły się niespodziewanym zwycięstwem centroprawicowej koalicji SPOLU, która uzyskała 27,78 proc. Na drugim miejscu z wynikiem 27,13 proc. skończyła partia ANO, której założyciel i lider Andrej Babisz przez ostatnie cztery lata był premierem.

Czytaj też: Narodowe obalanie pomników w Czechach

Babisz traci sojuszników

Oficjalnie jego rząd był mniejszościowy, ale w rzeczywistości w kluczowych głosowaniach premiera popierali jego egzotyczni sojusznicy: skrajna lewica (komuniści) oraz radykalna, antyimigracyjna prawica SPD. Ten układ oraz pieniądze (Babisz jest jednym z najbogatszych oligarchów w kraju) wystarczyły, by podporządkować sobie w zasadzie cały aparat państwowy. W ostatnim półroczu władza metodą drobnych kroków zaciskała pętlę wokół mediów publicznych, których niezależna pozycja to w zasadzie ostatnie, co różni Czechy od Polski czy Węgier.

Tymczasem Babisz nie dość, że zyskał mniej głosów od konkurencji, to w dodatku stracił sojusznika. Po raz pierwszy od 1989 r. do parlamentu nie dostali się komuniści. To prawdziwa sensacja. Była to ostatnia w Europie Środkowej niezreformowana, marksistowska, prokremlowska i prochińska partia, odwołująca się do dawnego systemu. Przez lata spodziewano się, że wyborcy komunistów – głównie emeryci – w końcu wymrą. Ale stało się inaczej: wyborców odebrał im Babisz.

Szczególnie w ostatniej fazie kampanii zwracał się on coraz bardziej ku ekstremom, krytykował Zachód, Unię Europejską, straszył imigrantami.

Reklama