Randal Plunkett jest u siebie i ma na to papiery. To potomek Normanów, którzy w XI w. z sukcesem najechali Wyspy Brytyjskie. Jego rodzina nie ruszyła się z jednego miejsca przez ponad 800 lat – on sam jest lokatorem zamku Dunsany, najdłużej zamieszkanego domu jednorodzinnego w kraju. Na rozpoznawalne w Irlandii nazwisko pracowały pokolenia, w tym święty arcybiskup męczennik, wszechstronni artyści, politycy i rozmaici pionierzy. Mimo niekwestionowanego zasiedzenia okolica potraktowała Randala Plunketta jak intruza.
Nie spodobał się polującym na jego ziemi członkom klubów myśliwskich. Straszyli podpaleniem, pobiciem, odcięciem głowy i zatknięciem jej na żerdzi. Przecinano opony w jego samochodzie, klajstrowano klejem kłódki na bramach, majątkowe oznakowanie zdzierano, tablice z zakazem polowań przestrzeliwano, zbłąkany pocisk trafił w szybę zamkowego okna.
Próby załagodzenia konfliktu niewiele dały, Plunkett przeszedł więc do kontrofensywy. Od jesieni do wiosny przez kilka godzin każdego dnia patrolował posiadłość w poszukiwaniu kłusowników. Nękał, nagrywał i zgłaszał policji. Polujący mieli pretensje, że zarzucił dotychczasowy model gospodarowania majątkiem, zapuścił go i zamknął dostęp do setek hektarów atrakcyjnych rewirów łowieckich, o które dość trudno w gęsto zaludnionych okolicach Dublina.
Death metal na wsi
Wyszło na to, że 21. Lord Dunsany podjął najbardziej ambitną próbę przywrócenia dzikości w Irlandii, o której mówi, że może i jest zielona, ale kompletnie nieprzyjazna naturze. W Irlandii pozwolono w ostatnich latach na likwidację 250 tys. ha terenów podmokłych, a intensywne rolnictwo wciąż zanieczyszcza rzeki i żyłuje glebę.
Plunkett jako pierworodny od dziecka był przygotowywany do przejęcia gospodarstwa. Nie bardzo mu to pasowało.