W 80. rocznicę konferencji w Wannsee w berlińskiej willi, gdzie przedstawiciele najwyższych instancji partyjnych, policyjnych i ministerialnych III Rzeszy uzgadniali koordynację „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, telewizja ZDF wyemitowała dwa dokumenty. „Konferencja w Wannsee” pokazywała biurokratycznych administratorów ludobójstwa. A „Całkiem normalni mężczyźni” – bezpośrednich wykonawców, policjantów taśmowo rozstrzeliwujących tysiące cywilów przeznaczonych do wyniszczenia.
Telewizyjne rekonstrukcje wydarzeń są częścią polityki historycznej. Oba filmy są dostępne w mediatece ZDF. Opublikowano też wskazówki metodyczne, jak je omawiać na lekcjach. Gazety publikują wywiady z twórcami, a recenzenci roztrząsają pułapki nieuchronnego łączenia faktów z fikcją, jako że dokumentacje, opierając się na skrótowych protokołach, zeznaniach i strzępach wspomnień, z jednej strony „odtwarzają” historyczne postaci, z drugiej „wmyślają” je w nasze czasy. Niekiedy aktorzy starają się skopiować sfilmowane czy opisane kiedyś odruchy pierwowzorów, w istocie jednak twórcy kreują tylko własną wizję wydarzeń.
Marian Turski: Auschwitz nie spadło z nieba
O ofiarach nikt nie myśli
Recenzent „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, porównując trzy dostępne w internecie wersje „Konferencji w Wannsee” – zachodnioniemiecką z 1984 r., brytyjską z 2001 i obecną – cierpko stwierdza, że żadna z nich nie oddaje charakteru inicjatora Reinhardta Heydricha z jego piskliwym, ale zarazem przerażająco ostrym głosem. Ponadto charakter rozmowy przypomina nie tyle ton zebrania w III Rzeszy, ile jakiejś dzisiejszej rady nadzorczej z wręcz komiksowymi zwrotami.