MARCIN PIĄTEK: – Rok temu, podczas ćwiczeń wojskowych Zima 20, przeprowadzono symulację ataku z Rosji. Polska armia padła po pięciu dniach. Jest aż tak źle?
ANDRZEJ ROZENEK: – Mamy siły specjalne: GROM, Formozę, komandosów z Lublińca, które stanowią naszą elitę. Są świetnie wyszkoleni, doświadczeni w operacjach zagranicznych. W lotnictwie są przyzwoite jednostki transportowe oraz myśliwskie, na czele z F-16, ale jest ich za mało w stosunku do potrzeb. Coś się ruszyło, jeśli chodzi o neutralizowanie ataku z powietrza, ale te rakiety, którymi obecnie dysponuje nasza armia, kraju nie obronią.
Minister obrony Mariusz Błaszczak chwali się zakupami czołgów Abrams oraz ściągnięciem do kraju dwóch baterii ochrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot.
Minister nie był łaskaw dodać, że głównym zadaniem Patriotów, które właśnie do Polski trafiły, jest obrona obecnych na wschodniej granicy żołnierzy amerykańskich. Co do czołgów Abrams, to pancerniacy twierdzą, że jest to świetny sprzęt, ale nie na nasze warunki – większość mostów nie ma odpowiedniej nośności. Gdy zgłaszamy takie wątpliwości na posiedzeniach komisji obrony, to politycy PiS odpowiadają, że podczas wojny mosty i tak będą zniszczone, więc zbudujemy przeprawy tymczasowe. Polska to nizinny kraj, zatem czołgi pozbawione obrony przeciwrakietowej to po prostu puszki do smażenia żołnierzy.
Koncepcja stworzenia systemu artylerii rakietowej Homar z wykorzystaniem własnego przemysłu obronnego padła.
I minister Błaszczak zdecydował o zakupie amerykańskich wyrzutni HIMARS, których na razie mamy w ilości odpowiadającej mniej więcej jednej dziesiątej potrzeb. I to na czas pokoju. Nic nie wiem o tym, by planowano kolejne zakupy.