Co roku 12 czerwca Rosjanie cieszą się wolnym dniem, upamiętniającym rocznicę Deklaracji o Suwerenności Państwowej Federacji Rosyjskiej. Przyjęta w 1990 r. proklamowała niepodległość Rosji od… ZSRR. Dziś jednak mało kto w Rosji wie, co tak naprawdę obchodzi się 12 czerwca. Zwłaszcza że od 2002 r. owo święto jest nazywane Dniem Rosji. Zarazem przytłaczająca większość Rosjan żałuje rozpadu ZSRR – w grudniu zeszłego roku było to 63 proc., w tym 84 proc. powyżej 55. roku życia.
Co się stało, że Rosjanie po 30 latach odczuwają taką nostalgię za imperium? Że popierali i nadal gotowi są popierać polityków mamiących jego odbudową? Że pozwolili dojść do władzy klice oficerów z FSB, która sprawiła, że z ułomnej demokracji Rosja stała się państwem autorytarnym, a po agresji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. szybko ewoluującym w stronę totalitaryzmu.
Jak to się dzieje, że naród, który tyle wycierpiał wskutek stalinowskich represji, obecnie w większości (60–70 proc.) ocenia Stalina pozytywnie, choć jeszcze w latach 90. odsetek stalinofilów był trzy razy mniejszy? Dlaczego społeczeństwo dość dobrze wykształcone, wychowane na haśle „nigdy więcej wojny”, popiera teraz w większości wojnę przeciwko Ukrainie, ufając propagandzie reżimu, że jest to „operacja specjalna” skierowana nie przeciw Ukraińcom, lecz „nazistom”. Wcześniej zaś w ponad 80 proc. poparło aneksję Krymu.
Nie da się odpowiedzieć na te pytania bez opowieści o ostatnich trzech dekadach historii Rosji.
Nadzieje i rozczarowania
W sierpniu 1991 r. załamał się tzw. pucz Janajewa – próba ratowania ZSRR przez część nomenklatury oraz służb, sprzeciwiających się pierestrojce Michaiła Gorbaczowa i jeszcze radykalniejszemu programowi Borysa Jelcyna.